Czemu prąd może mieć ujemną cenę i dlaczego tak musi pozostać?

Wszyscy przyzwyczajeni jesteśmy do tego, że prąd i inne nośniki energii coraz bardziej drożeją. To oczywiste. Wynika to z inflacji, rosnących obciążeń podatkowych i zwiększających się wymogów w zakresie ochrony środowiska.

Jak to więc się dzieje, że niekiedy prąd może osiągać ujemną cenę?

Tak było m.in. niedawno w Niemczech. I będzie tak w przyszłości. Ale dlaczego?

Prąd elektryczny jest towarem. Nie jest łatwo to zrozumieć, bo jako towar, prąd jest trudny do uchwycenia. Nie można go zapakować do wiaderka i postawić na wadze. Nie można go zmierzyć z pomocą krawieckiego centymetra, niczym połać tkaniny. W gniazdku mamy wolty, pobieramy z niego ampery, a płacimy za watogodziny. Na domiar złego w rachunku mamy koszty stałe i koszty zmienne, podzielone na dwie części. Osobno płacimy za samą energię elektryczną (i gotowość jej wytworzenia dla nas), osobno za jej dostarczenie (i gotowość jej dostarczenia). Trudno się w tym połapać i trudno ustalić, ile tak naprawdę kosztuje prąd.

Nic więc dziwnego, że gdy słyszymy o tym, że prąd ma ujemną cenę, jakoś nas to szokuje.

A przecież w przypadku towarów namacalnych jest to praktyka, którą jak najbardziej można zrozumieć. Jeśli producent jabłek ma ich zbyt dużo, może być skłonny dopłacić komuś za ich odbiór, żeby pozbyć się kłopotliwego problemu. Jeśli mleczarnia skupi zbyt dużo mleka, będzie miała kłopot z jego sprzedaniem, nim się ono zepsuje. A gdy ulegnie zepsuciu, trzeba będzie zapłacić za jego usunięcie.

Z prądem jest podobnie.

W krajach, w których są elektrownie jądrowe i dużo odnawialnych źródeł energii, mogą dość często zdarzać się dziwaczne sytuacje, gdy prąd zaczyna mieć ujemną cenę. Wynika to z rekordowej produkcji prądu przez wiatraki. Może być tak, że sama produkcja energii wiatrowej w danym momencie przewyższa zapotrzebowanie na prąd w całym kraju (w Polsce sięgnęliśmy ostatnio 40%). Nawet jednak w takiej sytuacji jakaś produkcja energii elektrycznej z elektrowni jądrowych jest niezbędna dla zapewnienia poprawnej pracy systemu elektroenergetycznego, tj. odpowiedniej synchronizacji wszystkich źródeł prądu.

Osobna rzecz, że elektrownie jądrowe projektuje się tak, by po uruchomieniu pracowały przez cały czas z mocą bliską nominalnej. Są to obiekty dość skomplikowane, bardzo drogie, więc zakłada się, że jak już zostaną odpalone, to się ich bez potrzeby nie będzie wyłączać ani zmniejszać ich mocy.

Turbiny wiatrowe w Austrii.

Turbiny wiatrowe w Austrii.

Że zależy nam na maksymalizacji produkcji energii ze źródeł odnawialnych, nie powinno nikogo dziwić. Nie na tyle, byśmy chcieli je w jakiś sposób wspierać, ale po prostu — gdy są ku temu odpowiednie warunki, warto je wykorzystywać. Gdy tylko można wyłączać elektrownie konwencjonalne bez szkody dla środowiska, to róbmy to!

W każdym systemie elektroenergetycznym funkcjonują źródła prądu, których wydajnością można w dużym zakresie sterować, m.in. (uszeregowane mniej więcej od tych, w których sterowanie jest najłatwiejsze):

  • elektrownie wodne, także elektrownie szczytowo-pompowe,
  • elektrownie z turbinami gazowymi i silnikami spalinowymi (w pewnym zakresie także te działające przy biogazowniach),
  • elektrociepłownie,
  • elektrownie węglowe.

Część prądu także można przechować na potem — o elektrowniach szczytowo-pompowych już wspomniałem. Do innych możliwości należy m.in. przechowywanie energii w formie sprężonego powietrza, albo w setkach czy tysiącach akumulatorów pojazdów elektrycznych. Gdy już te możliwości się skończą, pozostaje nam… odsprzedawać gorączkowo nadwyżki prądu za granicę, po ujemnych cenach.

Z bilansowaniem mocy w systemie elektroenergetycznym zawsze jest zabawa. U nas w Polsce z jednej strony mamy problemy z ryzykiem wstrzymywania dostaw prądu w bezwietrzne dni latem (dopóki nie będzie u nas dużej liczby instalacji fotowoltaicznych, tego problemu nie rozwiążemy), a z drugiej mamy w systemie sporo turbin wiatrowych, które mogą namieszać w drugą stronę. Prostych rozwiązań nie ma, dlatego pojawiają się takie pomysły, jak dopłacanie za wyłączanie urządzeń po stronie odbiorców.

Ja już ponad 5 lat temu pisałem, że dobrym rozwiązaniem tego problemu może być sprzedaż energii elektrycznej do gospodarstw domowych z wykorzystaniem taryf 4-strefowych, albo nawet z płynną ceną prądu. Coraz popularniejsze inteligentne domy będą w stanie rozpoznać zmiany cen prądu i je wykorzystać do elastycznego reagowania pracą najbardziej energochłonnych urządzeń, m.in. klimatyzacji i ogrzewania. Bo czy w domu, w którym nikogo nie ma w ciągu dnia, elektryczne ogrzewanie lub klimatyzacja musi działać z pełną mocą? Czy nie można ich na kilka godzin wyłączyć, jeśli miałoby to przynieść zauważalne oszczędności bez straty komfortu?

Można. „Jeśli nie widać różnicy, po co przepłacać?” 😀

PS. Poniżej komentarz eksperta na poruszony przeze mnie temat. Na wypadek, gdyby ktoś mi nie wierzył.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *