Dlaczego należy uwolnić ceny prądu?

Kolejnym krokiem do energetycznej rewolucji w Polsce, obok wdrażania rozwiązań smart grid (np. liczników), będzie ostateczne i pełne uwolnienie cen energii elektrycznej. Czekam na to od dawna.

I dziś chciałbym napisać, dlaczego w mojej ocenie przysłuży się to całej gospodarce i systemowi elektroenergetycznemu.

Na początek disclaimer. Jestem gorącym zwolennikiem gospodarki wolnorynkowej w niemal każdym aspekcie życia. Uważam, że gdzie tylko możliwe, powinny funkcjonować wolnorynkowe uregulowania. I tylko tam, gdzie nie jest to możliwe, państwo powinno chronić konsumentów przed wyciskaniem ich jak cytryny przez monopolistów.

Akurat produkcja i dostarczanie energii elektrycznej mogą i powinny niemal w całości funkcjonować na zasadach rynkowych. Dziś o cenie energii elektrycznej dla gospodarstwa domowego decyduje państwowy urząd — a dokładniej prezes Urzędu Regulacji Energetyki. W praktyce sprowadza się to do tego, że każdą zmianę w taryfie energetycznej producent czy dostawca prądu musi przesłać do URE i uzyskać jego akceptację.

Jak wygląda regulacja cen prądu

W teorii prezes URE ma obowiązek zatwierdzać takie ceny prądu, które odzwierciedlają realne koszty ponoszone przez producenta czy dostawcę energii. Mnie się jednak bardzo nie podoba sytuacja, w której urzędnik narzuca przedsiębiorcy ceny.

Wyobraźmy sobie bowiem sytuację, w której Urząd Regulacji Rolnictwa ustala ceny płodów rolnych. Przykładowo w jednym roku ustali cenę pomidorów na poziomie 1 PLN/kg latem i 2 PLN/kg zimą. Rolnikom nie będzie się wtedy opłacało tych pomidorów produkować i dostarczać na rynek. Skończy się to tak, jak za komuny — ceny pomidorów będą niskie, tylko nigdzie ich nie będzie. Ewentualnie będzie można je kupić od pokątnych sprzedawców, za cenę znacznie wyższą, rynkową. A w nowe szklarnie do produkcji pomidorów nikt inwestować nie będzie.

W drugim roku URR przelicytuje w drugą stronę i ustali cenę ziemniaków na poziomie 5 PLN/kg. Wtedy kto żyw obsadzi nimi pola i będzie w myśli liczył swoje krociowe zyski. Szybko się jednak okaże, że ziemniaków za te pieniądze nikt po prostu nie kupi. Będzie je też można kupować pokątnie, bez faktury, za cenę niższą, rynkową. Nielegalnie, bo przecież URR zdecydował, że rolnik taniej ziemniaków sprzedać nie może.

Analogia rolnictwo↔energetyka sprawdza się moim zdaniem z kilku przyczyn:

  • płody rolne łatwiej i taniej można sprzedać zaraz po zbiorach, niż na przednówku — podobnie jak energię elektryczną można sprzedać taniej wtedy, gdy jest jej nadwyżka,
  • żywność i prąd można przechowywać, ale jest to drogie i wymaga specjalnych inwestycji w chłodnię czy elektrownię szczytowo-pompową,
  • różne rodzaje żywności w pewnym sensie można sobą zastępować, np. jeść frytki zamiast bułek na śniadanie, podobnie jak w pewnym zakresie można zastąpić energię elektryczną innymi nośnikami energii,
  • żywność i energię można produkować we własnym ogródku, we własnym zakresie i nie wymaga to jakiejś tajemnej wiedzy,
  • pomidory i kilowatogodziny przebywają długą drogę od producenta do konsumenta i ktoś za przebycie tej drogi musi zapłacić, tak samo jak za wybudowanie linii przesyłowej i kupno samochodu ciężarowego.

Różnica jest tylko jedna — na rynku energii elektrycznej jest znacznie mniej producentów, niż rolników w Polsce. Ale może to właśnie dlatego, że ceny są tak bardzo tłumione w dół przez URE? No i kupujący pomidory może pójść do innego sklepu, a kupujący prąd jest uzależniony od swojego dystrybutora energii elektrycznej, czyli operatora kabla docierającego do jego domu.

Co dalej po uwolnieniu cen?

Z pewnością wzrosną koszty życia, bo droższe będzie oświetlenie domu, włączanie komputera czy ogrzewanie wody za pomocą energii elektrycznej. Może ludzie będą więcej czasu spędzać w ogrodzie, niż przed telewizorem czy Facebookiem. Może będą bardziej oszczędzać energię i ciepłą wodę, albo kupią moją książkę i zbudują sobie tani kolektor słoneczny.

Ale z całą pewnością zacznie się bardziej opłacać inwestycja w nowe źródła. Cóż z tego, że dziś elektrownia na gaz ziemny jest niemal dwukrotnie tańsza od węglowej (w dodatku bardziej przyjazna środowisku i łatwiejsza w dostosowywaniu produkcji do zmieniającego się obciążenia), jeśli prąd z gazu ziemnego jest dużo za drogi?

A bez inwestycji w nowe źródła i sieci przesyłowe, polski system elektroenergetyczny się posypie za kilkanaście lat.

Bo cóż z tego, że prąd będzie tani, jeśli nie będzie się go dało kupić, bo zasilanie padnie na kilka tygodni?

Komentarzy do wpisu “Dlaczego należy uwolnić ceny prądu?”: 13.

  1. blog dla faceta says:

    obawiam się, że w tym kraju ceny prądu oczywiście zostaną uwolnione (w górę ma się rozumieć) ale produkcja jak najbardziej będzie podlegać obecnym zasadom

    nie mam złudzeń, tu libertarianski sen się nie ziści

  2. Edward says:

    Regulowana jest tylko cena prądu a wszystkie dookoła, jak przesyłowe, abonamentowa itp już nie. Tak więc mamy sytuację, że cena prądu jest regulowana ale odbiorcy jakby to nie dotyczy, bo dostawca nadrobi sobie dodatkowymi opłatami. Tak fikcja jak w wielu dziedzinach życia w tym kraju. Warto zapoznać się z najbogatszymi firmami w Polsce – w pierwszej dziesiątce wszystkie firmy energetyczne. PGE jest trzecią firmą na tej liście (po Orlenie i Lotosie).

  3. MONOPOLIZM I CHORA POLITYKA RZĄDOWA OPARTA TYLKO NA WYŁUDZENIU OD SPOŁECZENSTWA CIĘZKO ZAROBIONYCH PIENIĘDZY

  4. Krzysiek says:

    Dokładnie tak jest jak pisze Edward, trzeba pamiętać o dodatkowych opłatach i innych kwiatkach, które widnieją na rachunku. Często przy umowach na firmę widać dysproporcje.

  5. gość codzienny says:

    Muszę Was zmartwić. Pracuję w branży energetycznej 25 lat, w tym cały okres „robienia” taryf dla URE, czym się na co dzień zajmuję. Cała ta regulacja to pozory a branża robi od początku URE w bambuko. Klasycznie w tym roku, gdy ceny kontraktowe lecą na pysk, węgiel dla energetyki spadł o 25-30% (poważnie) a URE przyklepuje nam 10% podwyżkę. Teoria rozmija się z praktyką na całego i nic nie wskazuje, by miało się to prędko zmienić. „Uwolnienie cen” niestety także okaże się fikcją. Branża jest dobrze dogadana i nie odda nawet guzika od munduru.

  6. Edward says:

    @gość codzienny – oczywiście, to widać gołym okiem. TO samo jest z Orlenem i Lotosem – dolar tanieje, ropa tanieje a paliwo nie tanieje. Zresztą niedawno chwalił się wiceprezes Orlenu, że osiągnął marżę rafineryjną na poziomie 800euro/tona, co podobno nie jest możliwe 🙂 URE i inne wynalazki to są bajdy dla ciemnego luda, jak to Państwo się troszczy o obywatela.

  7. Czyli miałem rację monopolizm dorą nie zadna gospodarka .

  8. Filip says:

    Dobrze zrobić by było tak jak w komórkach. Wpuścić takiego Playa co by rynkiem pozamiatał lub pozwolić byle komu sprzedawać prąd ze swoich wiatraków lub solarów. Bez zgód i miliona pozwoleń.

  9. Są pewne strefy gospodarki, które nigdy nie zostaną uwolnione na normalnych zasadach rynkowych. Władza musi się z czegoś utrzymywać i z biednych ludzi zarabiać.

  10. Darek says:

    Uwolnienie cen energii może wyglądać tak samo jak uwolnienie cen żywności i innych po upadku PRL. Początkowo ceny bardzo mocno poszły w górę, ale nalezy pamiętać o bezczelnym drukowniu pieniędzy bez pokrycia przed i po 1989r. Bez tego drukowania prad zdrożeje może o 10%, mowa o prądzie dla konsumenta. Jednak jest wiele alternatyw dla energii elektrycznej, obecnie gotuję na pradzie bo tak jest taniej. Dogrzewam łazienkę el. podlogówką bo tak jest wygodniej i w skali roku niewiele kosztuje (ok. 300 zł). Ale gdy stwierdze, że w/w przestały się opłacać wrócę do gazu i wyłączę podłogówkę. W ten sposób moja konsumpcja prądu „na pstryknięcie palcami” spadnie o ok. 1 MWh rocznie. Jeśli zrobi tak tysiące osób monopoliści nie będą mieli klientów, ale koszty zostaną podobne. Któregoś dnia MUSZĄ zmięknąć, a wtedy ceny prądu będą odpowiadały kosztom produkcji bez udziału URE.

    ps.W zanadrzu mam PV, na razie moje eksperymenty z 80W idą całkiem nieźle. Jeśli monopoliści zechcą mnie obedrzeć ze skóry zamiast 80W moge zainstalować 800W, a kto wie czy nie 8000W. Wietrzność w okolicy też jest dobra 🙂

  11. Edward says:

    @Darek.
    Pamiętaj, że: na rynku „żywności i innych” działał regulator rynku w postaci konkurencji – w energetyce konkurencji brak.
    A co do 8000W PV – nie należy być szczególnym optymistą – wszak już są cła na panele z Chin, więc administracyjnie załatwia się sprawy opłacalności takich instalacji. Jak relacja cen PV do energii z ZE będzie zbytnio zachęcała do korzystania z PV, to zawsze można dołożyć akcyzę, cło, podnieść VAT, dołożyć opłatę rozwojową/środowiskową/autostradową/jakąkolwiek, sprowadzającą ów stosunek cen na założony poziom.
    Fotowoltaika się nie opłaca i tak będzie jeszcze długo.

  12. @Edward: nie do końca masz rację, bardzo dużą część zużycia energii w domach jednorodzinnych można czymś innym zastąpić.

    Do ogrzewania — gazem, węglem, drewnem. Wymaga to sporej inwestycji, czasem poważnego remontu domu (jak ktoś wymienia ogrzewanie piecami akumulacyjnymi na centralne wodne z kotłem gazowym).
    Do gotowania — gazem z rurki lub z butli. W ostateczności także węglem czy drewnem.
    Do przygotowania ciepłej wody — gazem, drewnem, kolektorami.

  13. Edward says:

    @Krzysztof
    Oczywiście, że można zastąpić. Ale jakoś mało kto zastępuje a przecież już w tej chwili energia w stosunku do zarobków jest absurdalnie droga. Jak paliwo drożało, to tez była mowa o przerabianiu aut na spirytus, węgiel drzewny czy renesans roweru a nic takiego nie nastąpiło. Dopóki kasa jest w portfelu to płacz i płać.
    Można oczywiście zrezygnować z elektryczności, bo dawniej nie było i ludzie żyli. Ale oznacza to obecnie sporą komplikację życia i w zasadzie społeczne wykluczenie.
    Poza tym – jak wyobrażasz sobie przerobienie ogrzewania w 12 piętrowym bloku na węgiel? Jak ktoś mieszka na wsi, to ma jakieś pole manewru a jak w centrum Warszawy to jakby nie bardzo…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *