Byłem nieco zdziwiony, gdy w serwisie wyborcza.biz trafiłem na artykuł Marka Wielgo „Mało dopłat do budowy domów energooszczędnych. Winne procedury”, który zaczyna się takimi słowami:
Kredyt z dopłatą Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) zaciągnęło do tej pory zaledwie 49 inwestorów budujących energooszczędne domy jednorodzinne. W Funduszu wciąż liczą jednak na to, że w najbliższych latach powstaną ich setki, a może nawet i tysiące.
A dokładniej to zdziwiło mnie, że kogoś taka sytuacja może dziwić.
Już 2 lata temu pisałem, że najprawdopodobniej cały ten program dotacji okaże się być niewypałem. A 2,5 roku temu wyraziłem swoją pierwszą opinię na temat programu — także niezbyt pochlebną. Już wtedy napisałem, że jedynym skutkiem takich dotacji może być zwiększenie kosztów instalacji służących poprawie efektywności energetycznej w budynkach — jak choćby wentylacji mechanicznej.
Na przestrzeni lat moje zdanie w kwestii dotacji się nie zmieniło. Dotacje w mojej opinii służą przede wszystkim instytucjom, które je obsługują, nie zaś samym dotacjobiorcom. W tym konkretnym przypadku zarabia przede wszystkim:
- bank, bo przecież musi być wzięty kredyt,
- urząd skarbowy, bo od dotacji trzeba zapłacić podatek,
- audytor, który zweryfikuje projekt budowlany i późniejszą jego realizację,
- instalator, który sprzeda droższą centralę wentylacyjną (droższą, bo z odpowiednim certyfikatem),
- audytor, który przeprowadzi wnikliwe badania i później wystawi producentowi central wentylacyjnych certyfikat.
Tak to jest, gdy państwo ma do wydania jakieś pieniądze i kombinuje, co by tu zrobić, żeby je wydać.
Jestem głęboko przekonany, że można to było zrobić inaczej.
Zamiast dawać dotacje inwestorom, dawać dotacje producentom (choćby na uruchomienie parku maszynowego). Obniżyć akcyzę na energię produkowaną z odnawialnych źródeł. Współfinansować badania i rozwój w przedsiębiorstwach, ale i na uczelniach.
A jeśli już koniecznie chcemy wydawać pieniądze na konkretne inwestycje bezpośrednio zmniejszające oddziaływanie ludzi na środowisko, to możemy zawsze rozważyć dotacje na:
- docieplenia budynków,
- modernizacje instalacji wentylacyjnych (niekoniecznie montaż wentylacji mechanicznej z odzyskiem ciepła, ale np. kratki wentylacyjne higrosterowane zmniejszają straty ciepła bez straty komfortu),
- przydomowe oczyszczalnie ścieków (choć to niestety nie wpisuje się w „walkę z
ociepleniemzmianami klimatu”), - wymianę źródeł ciepła — np. z kotłów węglowych na kotły na drewno lub brykiet,
- montaż kominków.
Tak, nawet dotacje na montaż kominków miałyby sens — bo rynek i bez tego jest dość dynamiczny i szeroki. A w kominku przecież nikt kalosza czy starej szmaty nasączonej zużytym olejem silnikowym palić nie będzie. Za to będzie wytwarzać ciepło z drewna, oszczędzając inne paliwa i nośniki energii.
Tylko niech to nie wygląda tak, jak w przypadku kolektorów — że można dostać 45% zwrotu kosztów kwalifikowanych, po czym trzeba od tego zapłacić podatek, ale także oddać część pieniędzy bankowi pod postacią prowizji za uruchomienie kredytu oraz odsetek.
Też natrafiłem na ten tekst w serwisie wyborczej i muszę powiedzieć, że straszne wydobywa się z niego skrupulanctwo i dybanie na kasę u tych, którym wiecznie mało i mało.
Święta racja, poza tym, zaciąganie kredytu jest w całkowitej sprzeczności z dążeniem do niezależności (w tym energetycznej) i samowystarczalności. Te wszystkie programy mają motto: rozwiązemy ci ręce, ale zwiążemy ci nogi.
Zgadzam się z poprzednikami. Marnotrawstwo straszna rzecz…
Podobnie jest z OZE, stawka 80% ceny brudnej energii w hurcie to jakaś kpina. Prosument nie ma motywacji do inwestycji, chyba, że w domu prowadzi działalność gospodarczą i jest w stanie prąd produkowany za dnia prawie w całości zużyć.
Dokładnie zgadzam się z tobą, każdy z moich znajomych, który stanął przed decyzją o montażu kolektorów olał dotację, ze względu na konieczność brania kredytu. Akurat kapitału na rynku nie brakuje, widać banki też mają z tym problem i szukają zbytu na kredyty wszędzie.
Czyli te do 50 tysięcy dopłaty na domy pasywne to fikcja? Cóż bardzo przykro to wygląda.