Wprowadźmy podatek od deszczówki!

Chyba nie będzie dla nikogo zaskoczeniem, że mamy w Polsce ogromne problemy z wodą. Susze są i będą codziennością, o ile nie nauczymy się lepiej gospodarować wodą. Odnawialne zasoby wody (czyli to, co dociera do powierzchni pod postacią opadów) w naszym kraju są bardzo małe, znacznie mniejsze, niż średnia dla naszego kontynentu. I co więcej, ze względu na zmiany klimatu, raczej nie będzie ona rosnąć…

Lepsze gospodarowanie tymi zasobami wody zaczyna się od tego, by nie spuszczać jej byle szybciej do Bałtyku, a pozwalać jej wsiąkać i pozostawać tam, gdzie spadnie na powierzchnię ziemi.

Wbrew pozorom wcale nie wymaga to budowania zbiorników retencyjnych na rzekach, a raczej przegradzania rowów melioracyjnych, albo nawet ich zasypywania.

Świetny materiał na ten temat można znaleźć na poniższym filmie.

Wiele dobrego dla przywrócenia naturalnego porządku rzeczek (i rzeczy) robią bobry. Wystarczyłoby im tylko nie przeszkadzać, na co jednak nie można liczyć, bo przecież zawsze znajdzie się ktoś (jakiś rolnik), któremu strasznie przeszkadza zalany nieużytek.

Ale jeśli możemy płacić rolnikom za straty wywoływane przez dziki czy sarny, dlaczego nie moglibyśmy płacić im za straty wywoływane przez bobry, albo przegrodzone rowy melioracyjne?

Skąd na to wziąć pieniądze, zapytacie?

Podatek od deszczówki

Ja bym wprowadził podatek od deszczówki. Opodatkowałbym każdy kawałek dachu, chodnika, tarasu, betonowej nawierzchni czy czegokolwiek innego, w co woda nie wsiąka.

Pomysł nie jest nowy, pisałem o nim dość dawno temu, bo już w 2012 roku.

Jak też już tu pisałem 5 lat temu, woda deszczowa jest zbyt cenna, by ją marnować, tj. by ją odprowadzać do kanalizacji burzowej. Powinniśmy starać się, by wsiąkała, zasilając zasoby wody podziemnej.

Te przecież też mocno zubażamy, wydobywając stamtąd wodę za pomocą studni.

Wysychające bajoro nad Wisłą w Warszawie, między plażą nudystów a budową Mostu Południowego. Lipiec 2019 r.

Oczywiście z tych podatków zwolnione powinny być obiekty, które:

  • gromadzą deszczówkę i wykorzystują ją w jakikolwiek sposób (np. do podlewania, czy umycia samochodu),
  • odprowadzają wodę z rynien do studni chłonnej na terenie działki,
  • kierują deszczówkę do oczek wodnych, stawów albo po prostu na trawnik.

Problem z tym będzie w przypadku miast, no ale w tym przypadku po prostu się ten podatek naliczy.

Zewsząd słyszymy, by oszczędzać wodę. To jednak nie zawsze ma sens. Po pierwsze, ogromną część wody zużywa przemysł. Po drugie, woda spuszczona w wannie czy toalecie trafia do rzeki, więc jeśli z tej samej rzeki została zaczerpnięta (jak dzieje się na przykład w przypadku Warszawy), to mamy do czynienia w zasadzie tylko ze stratą energii na jej przetłoczenie jej z miejsca na miejsce oraz uzdatnienie do picia. Ale jeśli Twój wodociąg (albo domowa instalacja) czerpie wodę spod ziemi, z zasobów odnawiających się dość wolno, z pewnością warto zmniejszyć jej zużycie.

No i warto dokonywać świadomych decyzji zakupowych w zakresie produktów, do wytworzenia których wykorzystuje się ogromne ilości wody. Jak choćby mięsa.

Chociaż jak się tak zastanowić, to pewnie w naszym kraju skończyłoby się po prostu nowym podatkiem, do zbierania którego powołamy nowy urząd, który cały podatek skonsumuje na swoje istnienie.

Komentarzy do wpisu “Wprowadźmy podatek od deszczówki!”: 17.

  1. curious says:

    Sam pomysł głupi nie jest, ale niestety polecam rozmowę z psychologiem społecznym lub psychologiem marketingu.
    Ludzie nienawidzą kar.
    Nie ważne jak dobry jest Twój pomysł – ludzie o nim nie wiedzą. Wprowadzając nowy podatek nakładasz na nich karę.
    Możesz powiedzieć że na nią „zasługują” ale to kompletnie błędne myślenie – gwałci ono fundamentalną zasadę prawa – https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Domniemanie_niewinno%C5%9Bci .
    Nie można kogoś skazać bez uczciwego procesu.
    Stąd cała idea nakładania podatków „w ciemno” jest procederem kryminalnym, super popularnym zresztą w każdym kraju totalitarnym .
    Podatek dochodowy wprowadzono np. zaraz po wojnie. Historię piszą zwycięzcy – w przypadku prawa podatkowego również.
    Zwycięstwo nie daje jednak absolutyzmu moralnego, jak bardzo podłego przeciwnika pokonamy, nie ma żadnego wpływu na naszą osobistą świadomość moralną, poziom etyki i edukację w tym zakresie.

    Popatrz na to logicznie – żeby mieć świadomość popełniania zbrodni, należy mieć moralną wiedzę na temat szkód jakie ona powoduje.
    Samo wprowadzenie kary spowoduje jedynie świadomość kary, a że człowiek jest istotą kreatywną, wyspecjalizowaną w unikaniu kar i niewygód, energia psychiczna zostanie skierowana w kierunku obejścia tej kary.
    Dalej – nałożenie kary powoduje budowanie poczucia krzywdy , a to utrwala poczucie niesprawiedliwości i chęci obejścia kary.

    Prosty przykład – dziedziczysz dom w kiepskim stanie. Mógłbyś użyć go do generowania zysku np. wynajmując, ale musisz w tym cu doinwestować – zrobić remonty itd.
    Jednak ktoś wymyślił durny podatek od deszczu i teraz zamiast na inwestycję, masz wybór – albo inwestujesz w system zbierania deszczu, kosztowny i zbędny, który wpędzi cię w długi, albo podnosisz czynsz… albo tracisz czas na walkę w urzędach .

    Znacznie lepszą strategią zmiany zachowania jest nagroda – nie ważne jak niska.
    Każdy samorząd może taki system nagród wprowadzić, przy współpracy z firmami ubezpieczającymi – bo w ich interesie jest minimalizacja szkód, one bowiem ponoszą straty.
    Co więcej, firmy ubezpieczeniowe same mają motywację nagrody – działając w tym kierunku reklamują się na lokalnym rynku.
    Może to być np. zniżka ubezpieczenie premium dla osób które mają dobry system zbierania wody.
    Może to być darmowa reklama w prasie lokalnej (często samorzadowej, czyli i tak finansowanej z podatków) dla firm które wyróżniają się innowacją i jakością usług na realizację takich systemów na podstawie niezależnego audytu (który i tak dobrze żeby samorząd wykonał, bo audyty firm są w interesie mieszkańców)
    Możliwości jest mnóstwo i w tym specjalizuje się psychologia biznesu – nie bez powodu Facebook czy google zbudowały fortuny i globalną dominację wykorzystując pozytywne warunkowanie – facebook przez lata nie miał w ogóle opcji „łapka w dół” – przeczyło to zasadom psychologicznym. Dopiero inkluzja socjopatów i osób zaburzonych wymusiła użycie łapki w dół – co rozszerzyło rynek w ten sam sposób „pozytywne warunkowanie” tyle że inaczej…

  2. Nie ma lepszej metody na zmotywowanie ludzi do oszczędzania jakiegoś zasobu, niż przed podnoszenie jego kosztów.

    Z wodą będzie trudno, bo podnoszenie kosztów wody z wodociągu spowoduje tylko większe obciążenie wód podziemnych — ludzie będą po prostu więcej studni wiercić.

    Podatek od deszczówki wydaje mi się być jedynym rozsądnym rozwiązaniem. Są dotacje do instalacji do zbierania deszczówki, ale czy to wystarczy, by ludzi przekonać do tego? Nie sądzę. Łatwiej przecież podlać ogródek wodą z kranu czy ze studni, niż stawiać brzydką beczkę, przerabiać rynnę i podlewać wiaderkami (albo dokupić drugą pompę).

    Można wprowadzać go stopniowo. Tak, jak stopniowo poprawialiśmy wymogi dotyczące efektywności energetycznej w budownictwie. Najpierw zacząć od budynków nowych, a potem stopniowo obciążać nim budynki istniejące.

  3. curious says:

    Czyli taką północną Koreę chcesz zrobić?
    Mamy dość problemów z takimi „naprawiaczami” świata co naprawiają na siłę – idąc dalej tą logiką założysz ze trzeba ubezwłasnowolnić każdego, wprowadzić tajną policję do pilnowania a później to już z górki… Wybacz ale najpierw przetestuj ten system społeczny na zwierzętach, albo odwiedź jakiś kraj gdzie tak się robi , i pomieszkaj tam kilka lat conajmniej pracując tak jak losowo wybrany obtwatel. Jakąś Syria, Korea albo po sasiedzku na Białoruś uderz

    Ja rozumiem że Polska też ma spory problem i niszczenie przyrody oraz społeczna niechęć do szanowania drugiego człowieka staje się normą. To jednak z czegoś wynika – niewolnik niszczy swoje narzedzia pracy, a gdy nie może to niszczy samego siebie.
    Nie możemy dać się zwariować.
    Tym bardziej że są większe problemy – kolejny głupi podatek jedynie ośmiesza „ekoterrorystów” – tak jak bicie dziecka za to że wyrzuciło papierek w lesie, który tatuś jutro grzecznie pod komando głupich spali albo wytnie.

    Zresztą najlepszym przykładem jak bardzo taki system nie działa są podatki w paliwie. Przy obecnym kryzysie bardzo widoczne – nawet gdy ropa bedzie za darmo nadal obywatel zapłaci 2.5pln przy pompie. Czy widzisz że dzięki temu ludzie kupują lżejsze, bardziej ekonomiczne auta? Nawet kary w OC nie sprawiają że polak kupi małolitrażowe auto – norma to 1.8TDI .
    Próba wpłynięcia na człowieka przez przemoc generuje przemoc. Przeważnie wobec słabszych.
    Dlatego dyrektor banku czy ksiądz nie jeździ skuterem, bo drogie paliwo, tylko dokręca śrubę swoim owieczkom a sam się buja SUV’em, „uczciwie” płacąc podatki na które nie stać niewolników nawet gdy inżynierowie wyczarują paliwo za darmo.

    To jak ludzie traktują naturę to tylko efekt właśnie takiej przemocy.

  4. Rozumiem, uważasz, że to złe rozwiązanie. Jesteś w stanie przedstawić lepsze? Na razie pisałeś o zniżkach na ubezpieczenie, albo reklamie miejsc, które zbierają deszczówkę. Opłacanych, rzecz jasna, również z podatków. Czyli bierzemy samorządowe pieniądze (które?) i wydajemy je w prywatnych firmach na to, by dopieścić kogoś, kto łaskawie zrobi coś dla dobra wspólnego?

    To może zaczniemy dawać dyplomy tym kierowcom, którzy nie zabili żadnego pieszego? A potem także tym, którzy nie przejeżdżają na „ciemnym żółtym”, zatrzymują się na czerwonym świetle i zielonej strzałce, albo nie przekraczają 50 km/h na obszarze zabudowanym? Bo przecież karanie powoduje tylko chęć ominięcia kary i złość, jak się ją dostanie…

    Mam wrażenie, że to nie będzie działać.

    Fajnie byłoby, gdyby sama edukacja wystarczała do promowania proekologicznych postaw. Ale nie wystarcza. Nie wystarcza, by ludzi zachęcić do budowania energooszczędnych domów, MIMO ŻE TO SIĘ SAMO W SOBIE OPŁACA! Nie wystarcza, by ludzie nie wyrzucali śmieci do lasu — nawet odbieranie ich za darmo okazuje się nie wystarczać. Nie wystarcza, by ludzie jeździli samochodami sprawnymi technicznie, które nie kopcą i nie gubią oleju. Nie wystarcza, by jeździli zgodnie z przepisami, co bezdyskusyjnie i bezpośrednio poprawia ich własne bezpieczeństwo…

  5. curious says:

    Zacznijmy od kierowców – tak dokladnie przecież działa system prawa jazdy. Pokazujesz swoje umiejętności, płacisz i dostajesz nagrodę – przywilej obywatelski.
    Dla większości normalnych ludzi to działa – nie zabijają pieszych, przestrzegają przepisów, odnawiają prawo jazdy w terminie.

    Sporo ludzi jeździ jednak bez prawa jazdy. Powiesz że po to są kary – a ja ci pokażę że te kary nikogo nie zatrzymują. Tylko w moim regionie, a to powiat na 50 000 ludzi, raz w tygodniu zatrzymuje się kierowcę bez uprawnień. Często powodują oni wypadki. Kary nie zmieniają nic, zresztą są to zwykle osoby ciężkie w obyciu, z długami, wielodzietną rodziną (również kobiety…) , historią alkoholizmu. Kary są przerzucane na dzieci które pracują niewolniczo w zakładach tekstylnych, zwykle szybko kończąc szkołę.

    Nie wymagaj ode mnie cudów tylko dlatego że pokazuję słabe strony twojego programu.
    Edukacja ma swoje limity – jednak ma cechę iz trafia „do najlepszych” – np. każdy zawodowy kierowca chce posiadać prawo jazdy.
    To właśnie te „najlepsze” osoby mają potencjał rozwoju i edukowania innych, dając przykład są naśladowane.
    O ile społeczeństwo jest zdrowe.
    Jeśli społeczeństwo jest chore, to zachowuje się jak chory czlowiek – działa wbrew swojemu przetrwaniu. Np. buduje 6 elektrowni atomowych i grozi mocarstwom. Tak jak ktoś kto kupuje auto z silnikiem v8 i prowadzi je po pijanemu bez umiejętności (nie tylko uprawnień…)

    Gdybym miał lekarstwo na choroby umysłowe, pracowałbym jako lekarz. Być może leczyłbym całe narody. Póki co nie znam nikogo komu by się to udało i ja również tego nie potrafię.
    Przykro mi zmartwić cię że twój pomysł jest zwyczajnie kiepski.
    Zgadzam się – samorzadowe metody zachecania do zmian również mają słabe strony. Widzę w nich jedynie jedną zaletę – jako że każdy samorząd może próbować swojej metody, jest szansa że któryś z nich odkryje tę właściwą, lub chociaż działająca dla danej społeczności.
    Wszak nie wszyscy są tacy sami, każda społeczność jest inna, kieruje się innymi wartościami i ma inne struktury władzy i motywacji.

    Poszukiwanie zysków społecznych przez firmy ubezpieczeniowe ma wiele zalet. Nie jest to złoty środek, ale zauważ że firmy ubezpieczeniowe mają narzedzia analityczne do szacowania strat i zysków. Dlaczego samorządy mają za to płacić ? Bo nic nie jest za darmo. Jednak taniej jest skorzystać jednorazowo z czyjegoś doświadczenia, niż konstruować własny system – firmy ubezpieczeniowe budowały swoje doswiadczenie na przestrzeni wielu dekad, na przykładzie wielu społeczności w wielu krajach.

    Oskarżenie że sama edukacja nie wystarcza jest płytka. Ciężko wskazać na jakość obecnej edukacji ale zarowno rozmowy z profesorami pedagogiki jak i prosta analiza wydatków w porównaniu do innych krajów, w zestawieniu z audytami wydajności skłania do refleksji.
    W obliczu faktów przyznasz chyba że to obwinianie ofiary?

    Rozumiem twoją frustrację jako kogoś komu natura jest zwyczajnie bliska. Przyznam szczerze że sam często chciałbym chwycić tę „hołotę” za ryj i kazać zbierać to co naśmiecili, poburzyć wstrętne nieekologiczne i brudne miasta, zakazać hodowli monokultur i zmusić do sadzenia lasów.
    Warszawa jest najbrudniejszą stolicą europy, nawet Madryt pod płaszczykiem przestępczości i plastiku nie generuje takiego syfu.

    Być może z takich frustracji biorą się teorie spisku, ze nowa zaraza to kara za krzywdę na naturze, że globalne więzienie już nigdy się nie skończy a politycy będą tylko przedłużać datę otwarcia w nieskończoność, jednocześnie czipujac ludzi jak owce i budując obozy zagłady…

    Jednak tak jak mówię, nie dajmy się zwariować…

    Co do metod zbierania deszczówki to jednak wróciłbym do edukacji – co z tą wodą można robić. A resocjalizację psychopatów zostawiłbym ekspertom, ew. jeśli czujesz potrzebę douczenia się to zacząć można od prostych koncepcji jak np. :
    https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Teoria_rozbitych_okien … albo iść na studia jakieś.
    Inaczej przypominamy tylko „fachowców” co leją ceramizer do silnika – bez gruntownej wiedzy można coś tylko zepsuć.

  6. Najwyraźniej żyjemy w innych rzeczywistościach. Trudno nam będzie znaleźć porozumienie, skoro zupełnie inne zachowania wokół siebie widzimy.

    Ja nie widzę tej „większości” kierowców przestrzegających przepisy, moje spostrzeżenia są dokładnie odwrotne. Ja jeżdżę zgodnie z ograniczeniami prędkości, 50 km/h na obszarze zabudowanym i niemal wszyscy mnie wyprzedzają przy pierwszej nadarzającej się okazji.

    Zawodowych kierowców też bym nie nazwał „najlepszymi” spośród kierowców. To właśnie ci potrafią na mnie trąbić ze swoich ciężarówek, gdy zwalniam do 50 km/h po wjechaniu na obszar zabudowany. Albo gdy jadę zgodnie z ograniczeniem do 40 km/h na remontowanym odcinku drogi.

    Nie znam żadnego obszaru, na którym edukacja w Polsce sama w sobie by wystarczyła, do zmiany postaw na takie, które służą dobru wspólnemu.

  7. curious says:

    No ale społeczeństwo które opisujesz to patologia.
    Polecam zbliżenie się do niego i zrozumienie jak działa – zakłady karne i resocjalizacyjne, zakłady pracy…

    W skrócie i trochę ogólnikowo – 90% Polaków pije alkohol aby przeciwdziałać symptomom stresu.
    Na drogach królują energy drinki i metamfetamina – ta sama substancja która napędzała lotnikow 3ciej rzeszy. Metamfetamina to narkotyk wyboru również kadry kierowniczej dynamicznych korporacji.

    To nie jest „normalne” społeczeństwo i nie licz na to że „naprawisz” je dodatkowymi podatkami. Polecam popracować u flagowców typu Amazon żeby zapoznać się z neoliberalną kulturą pracy.

    Każdego człowieka kształtuje rodzina, więc warto też spojrzeć dalej. Jak tworzy się narcyzm, skąd biorą sie traumy, ile ludzi korzysta z pomocy psychiatrów i jaki jest dostęp do służby zdrowia.
    Na deser masz statystykę samobójstw – jedna z wyższych w europie.

    Rozumiem twoją frustrację takim stanem rzeczy – ale taka jest Polska, i będzie coraz gorzej bo nie przeciwdziała się przyczynom tylko pudruje się trupa i każe tańczyć poloneza.

    Nie chcę udowadniać jakichś racji, po prostu wskazuję że na taki stan rzeczy nie ma szybkich recept. Pewne rzeczy wymagają czasu – nie da się wyciąć lasu i za rok posadzić nowego.
    Jedno jest pewne – krzywdząc ludzi dalej, dając upust naszym frustracjom – nic nie zmienia się na lepsze.

    Co do edukacji – ma jedną zaletę, nie jest ograniczona do jednego społeczeństwa. Np. bardzo dużo eko-pomyslów z polski kupują i używają Chiny, Hiszpania, Australia, Niemcy … praktycznie wszędzie gdzie ktoś ma rozum, nie jest to ograniczone nacją czy geografią.

    Dalej – to korporację inwestują i poszukują nowych rozwiązań, rządy jak widać wyraźnie w obliczu kryzysu bardziej starają się ocalić przed upadkiem, nawet za cenę zycia i zdrowia ludzi.
    Co nam z podatku na rzecz rządu który nie dość że nie uznaje żadnej kontroli (więc może defraudować jak mu się podoba) to i może po prostu przestać istnieć…
    Tutaj również warto zauważyć że rozwiazania samorządowe mają większą trwałość – nawet jeżeli centralny rząd rozpada się, lokalne ustalenia i zasady zwykle trwają – wynika to po prostu z tego że kontrola słabego rządu jest słaba i nieefektywna, a często wysiłki samego rządu można nawet obrócić w korzyść (np. policja wysyłana do tłumienia zamieszek musi mieć co jeść i gdzie spać – czym często napędza przygotowaną na to lokalną gospodarkę, dziennikarstwo i media – książki, reportaże, filmy…)

    No chyba że faktycznie czujesz się „lepszy” i „godny” do roli kolejnego dyktatora, rządzącego „głupimi i słabymi”. Osobiście bym to jednak przemyślał.

  8. Dzięki za obszerne wyjaśnienia. Nie mam dość wiedzy na temat mechanizmów rządzących społeczeństwem, by móc się do tego odnieść.

    Jestem po prostu zrozpaczony tym, co widzę dookoła i chciałbym, żeby to się wreszcie pozmieniało.

  9. curious says:

    Myślałem dziś dużo o problemie.
    Rozwiązania na poziomie samorządu nasuwają mi się bo podobne rozwiązania działają np. w sprawie segregacji śmieci – nawet jeśli dane miejsce czy kraj nie ma żadnych wytycznych , to jeśli w gospodarstwie śmieci segreguje gospodarz to pozostałe osoby – np. goście agroturystki, studenci , wynajmujacy – zwykle bez żadnego przymusu i pytań sortują śmieci sami. Na wsi sortowanie zwykle dotyczy też odpadków jedzenia – kury , kozy kaczki.. Nie ma kar, nie ma paragrafów, nie ma policji a działa 🙂

    Jest jeszcze inny ciekawy sposób , tzw. transferable development rights.

    jest też o tym obszerniej w książce
    https://en.m.wikipedia.org/wiki/The_Geography_of_Nowhere

    W skrócie – jest to system ograniczania sprzedaży terenu przez wycofywanie go z wolnego rynku na rzecz stowarzyszeń.
    Przykład – mamy obaszar rolniczy pod miastem z tradycyjną zabudową i infrastrukturą. To oznacza że jest młyn, oczyszczalnia, biogazownia, skup jabłek, świetlica itd. co zapewnia funkcjonowanie całej społeczności.
    Wszyscy są właścicielami – nie ma nacjonalizacji. Społeczność funkcjonuje ok, ale pojawia się problem – deweloperzy i starzejący sie farmerzy.
    Przykładowo właściciel młyna otrzymuje ofertę za 5mln – developer kupi młyn, zburzy i wybuduje domki dla letników.
    Bez młyna rozsypuje się cała społeczność – zboże trzeba wozić dalej.
    Podobne oferty otrzymują inni wlaściciele, i ciężko byłoby ich winić gdyby ulegli – wszak pracowali na roli ponad 40 lat, spłacając kredyty, w pewnym sensie zasługują na emeryturę.
    Rozwiązaniem sa właśnie „tranferable development rights” – sprzedaż praw developerskich.
    Społeczność może więc założyć stowarzyszenie,
    które ma na celu np. utrzymanie funkcjonowania wsi. Stowarzyszenie to może posiadać duży kapitał i osiągać zyski, ale głównym celem jest skup praw deweloperskich przez prawo pierwokupu.
    Oznacza to że właściciel który z jakiegoś powodu chce sprzedać swoją część wsi, ma gwarancję że jest na nią kupiec który ma wyższe prawo zakupu niż developer z zewnatrz – stowarzyszenie.
    Dajeu to gwarancję finansową – w czasie gdy jest właścicielem może spokojnie inwestować, gdyż nie będzie sprzedawac swojej posiadłości na wolnym rynku (dla developera obecność na terenie np. budynków mleczarni to wada terenu obniżająca cenę a nie zaleta)
    Jednocześnie ma pewność że sprzedając posesję nie krzywdzi lokalnej społeczności – stowarzyszenie znajdzie nowego właściciela który musi spełniać określone warunki – zobowiązać się do prowadzenia młyna lub mleczarni – nowy właściciel może kupić teren ale bez praw zmiany warunków zagospodarowania terenu.

    System taki działa z powodzeniem na Florydzie, nie wiem gdzie jeszcze bo nie jestem specjalistą – po prostu spotkałem się z czymś takim w czasie podróży.

    W ramach takiego systemu z powodzeniem można ustalać warunki zabudowy, gospodarki wodnej i wielu innych parametrów. Jest to jednocześnie system oparty na dobrowolnej własności prywatnej.

    więcej o tym można poczytać tutaj :
    https://en.m.wikipedia.org/wiki/Transferable_development_rights

    Pozdrawiam.

  10. Dzięki, poczytam.

  11. JANEK-EMIGRANT says:

    Dzięki @curious za wyjaśnienia. Jesteśmy bardzo bliscy w poglądach – nic na siłę bezpośrednią, ale sposobem – głosujmy naszymi pieniędzmi i edukujmy. To wyeliminuje nawet ogromną większośc architektów z rynku (i ich biór wraz z niedoukami) nie mówiąc o pośrednikach…
    Sensowny plan zagospodarowania przestrzennego/usługowego jest nieoceniony i determinuje funkcjonowanie społeczności na pokolenia – nie dajmy się zwieśc deweloperom i ich bardzo krótkowzrocznym planom finansowym !
    Ciekawe czy Administrator nas skontaktuje?

  12. Jeśli się dogadacie, mogę Was skontaktować razem mailem. 🙂

  13. curious says:

    To nie jest tak że developer to jakaś szuja i on celowo generuje katastrofy. Miałem styczność z biurami i ludźmi którzy tam pracują i to zwykle działa tak że jest inwestor , on zatrudnia kierownika jako stałą osobę a reszta biura to wymienne elementy na jakichś stażach albo krótkich umowach.
    Z punktu widzenia kierownika i księgowości ziemia to towar. Robi się badania rynku i na tej podstawie ustala standard j rozmiar mieszkań. reszta to robota stażystów – znalezienie projektów, reklama, pozyskanie klienta, umów, sprawdzenie wiarygodności kredytów, odbiór budowlany itd itp. – tak na prawdę na planowanie przestrzenne nie ma tam miejsca, to ustala niejako „sam” rynek .
    Nikt nie zatrudnia np. socjologa żeby sprawdzić czy projekt na 1000 rodzin jakoś wpłynie na okolicę, decyzja czy stawiać dookoła tego mur czy park to też raczej kwestia mody, tak jak to czy instalujesz lustra w kwadrat czy rąbik w łazienkach.

    Dlatego nikt nie buduje np. domów pasywnych czy nawet nie stosuje solarów – czesto grzanie jest prądem bo tak jest najprościej żeby dostać odbiór budowlany, najprostsza instalacja-najmniej kłopotów z inspektorami, wykonawcami itd.
    Myślę zresztą że tak samo byłoby z deszczówką – zbieranie wody to ryzyko epidemiologiczne, ameby, szczury, malaria… Szybko w księgowości wyjdzie że taniej obciążyć lokatorów podatkiem niż zatrudniać armię ekspertów (skąd ich wziąć poza tym gdzieś pod Wrocławiem np. i jeszcze żeby nic przy tych inspekcjach nie ukradli i nie zniszczyli…)
    a później biegać z papierami wte i wewte po urzędach, gdzie zwykle nikt nie wie nic nawet o oczywistych przepisach…
    Dzisiaj się np. dowiedziałem (po paru latach…) że gdy ci mówią w urzędzie komunikacji ze przegląd z Niemiec na nowo sprowadzony samochód jest nie ważny to trzeba się powoływać na jakiś wyrok trybunalu UE sprzed 10 lat i wtedy nagle się da. Na conajmniej czterech autach ja sam stracilem 400pln , a to dla małego auta komplet nowiutkich opon – życie i zdrowie moje i innych. To rok ubezpieczenia.
    Po ciężka cholerę płaciłem podwójnie? Prosty człowiek nie ogarnie a myślisz w biurze developerskim w małym mieście zatrudnią asów prawniczych?
    Widziałem jak wlaściciele dużych firm walczą z przepisami i jak ktoś ma wydać ekstra żeby było bez komplikacji – bo niby na 100% coś się ma dać załatwić a odbiją cie o taki czy sraki papier i leżysz – to wyda i ma pewność że dotrzyma terminów odbioru bo to się liczy.

    Myślę że transferowalne prawa do użytkowania terenu na developerów znacząco nie wpłyną, ale po prostu ocalą funkcjonujące społeczności. To ludzie później sami zdecydują gdzie wolą mieszkać.

  14. curious says:

    Było by fajnie gdybyś nas skontaktował, dziękuję 🙂

  15. JANEK-EMIGRANT says:

    Plan zagospodarowania przestrzennego to ogromna odpowiedzialność i wizja SAMORZĄDU a nie deweloperów i architektów których zatrudnia. Jeśli samorząd nie ma wizji przyszłościowej to lepiej niech nic nie uchwala i zdymisjonuje niż przyjmując postawę 'kartonową’ kartonowego państwa wyda pozwolenie z którego wychodzi gniot monokultury którego mieszkańcy/usługodawcy opuszczą tracąc większość swoich oszczędności.
    Ryba psuje się od głowy

  16. galek says:

    Z tego co wiem to „podatek od deszczu” został wprowadzony w 2018r w Prawie wodnym.
    Kwota jaką musimy zapłacić w ramach podatku od deszczu zależy od powierzchni działki (min. 3500m2 z czego zabudowane min 70% powierzchni) oraz tego czy została ona wyposażona w urządzenia zatrzymujące wodę. Jeżeli na działce zainstalowano system, który tymczasowo magazynuje min. 30% wody to za każdy metr kwadratowy zapłacimy 5 gr, w przeciwnym wypadku zapłacimy 50gr/m2.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *