Kto zna mnie dłużej, niż kilka tygodni, w zasadzie będzie od razu wiedział, że pytanie w tytule jest retoryczne. Jestem gorącym zwolennikiem libertarianizmu i minimalnego rozmiaru aparatu państwowego. Co za tym idzie, jestem przeciwnikiem wszelkiego rodzaju podatków, które nie są niezbędne. A niezbędne są tylko te, które fundują funkcjonowanie armii, wymiaru sprawiedliwości i policji.
Mimo to, rozumiem sens i cel wprowadzenia podatku od deszczówki. Nie oznacza to naturalnie, że jego wprowadzenie popieram.
O co chodzi w podatku od deszczu? Chodzi o to, że spore ilości wody deszczowej trafiają do kanalizacji. Na jej utrzymanie nie ma celowego podatku, a za wprowadzanie ścieków do kanalizacji płaci się według wskazań wodomierzy (wedle przybliżenia zużyłeś 1 m³ wody → wytworzyłeś 1 m³ ścieków). Nikt nie mierzy ilości wody docierającej do kanalizacji (normalnej i burzowej) z takich powierzchni jak:
- dachy,
- tarasy,
- utwardzone chodniki,
- podjazdy do posesji.
Oczywiście odprowadzanie wody deszczowej do kanalizacji to błąd. Raz, że obciąża kanalizację, zmuszając do jej przewymiarowania (co zawsze podnosi koszt inwestycji). Dwa, że powoduje szybszy odpływ wody z miejsca opadu do rzeki (rzekłbym, że natychmiastowy). To stąd bierze się w polskich rzekach susza, bo na nizinnych odcinkach większość wody otrzymują one z cieków podziemnych, zasilanych właśnie przez opady.
Woda deszczowa powinna być zagospodarowywana w obrębie działki, na którą spada. Zawsze. Tylko to może nieco odsunąć od nas problemy z dostępem do wody. Mówi się przecież, że w Polsce zasoby wody pitnej są mniejsze, niż na Saharze (cokolwiek to ma znaczyć). Deszczówka powinna być magazynowana i wykorzystana. Nie mam tu na myśli od razu np. spłukiwania toalet (do tego lepiej nadaje się szara woda, co jeszcze pozwala zmniejszyć ilość ścieków i koszty ich wywożenia lub utylizacji). Ale na przykład podlewanie ogrodu czy mycie samochodu to już znacznie lepsza metoda na jej wykorzystanie.
Kto ma w domu pompę ciepła (gruntową), ten powinien deszczówkę wpuszczać nad jej gruntowy wymiennik ciepła (dolne źródło), zresztą tak samo jak osoby wykorzystujące GWC do wentylacji. Bo to ona właśnie dostarcza wgłąb gruntu duże ilości ciepła, znacznie szybciej, niż zrobią to promienie słoneczne.
A więc cel i sens takiego podatku jest rozsądny. Ma to zmusić ludzi do tego, by nie marnowali deszczówki i nie wpuszczali jej do kanalizacji. A jak już to robią i nie zamierzają przestać, niech za to płacą. W miastach zagospodarowanie deszczówki jest mało realne, choć… czemu nie? Teoretycznie każdy blok może mieć na dachu zasobnik na wodę, która wydzielonym obiegiem trafiałaby po oczyszczeniu ze stałych zanieczyszczeń do spłuczek. Spółdzielnie by na tym na pewno skorzystały. 🙂
Witam .
Co do wykorzystania deszczówki to popierałbym aby ją zagospodarowywac.Prawda że częściowo odciążałoby to sieci wodociągowe choć nie wiem czy koszty ,bo koszty trzebaby przeznaczyc na instalacje zbierające i rozprowadzajace oraz ich utrzymanie.
Jaki w tym jednak jest argument żeby brać podatki ,niech będzie to forma kary za to że nie chcemy przejść na bardziej rozsadne gospodarowanie wodą pitną ale znając mentalność polską załozymy instalację do deszczówki a podatek i tak zapłacimy wiec po kiego sobie utrudniać życie wychodzić przed szereg , jeszcze woda w kranach jest
Gdyby nie deszczówka w kanalizacji , to mielibyśmy smród w miastach. Zresztą wiele osób podlewa ogród wodą z wodociągu, a za odprowadzenie i tak płacą.
W USA niedawno skazano z kolei człowieka na grzywnę i więzienie za zbieranie deszczówki.
Podobnie jest z podatkiem od psów. Raz miasto sprzątało przy istniejącym podatku, potem się z tego wycofało wprowadzając obowiązek sprzątania, a teraz nie sprząta, a podatek bierze.
Podatek od opadów jest tylko dla samej kasy, a nie w celu kompensacji kosztów. Ciekawe, gdyby średnia opadów znacznie zmalała, czy tez by obniżyli podatek?
@cedric: nie ma się co okłamywać, że podatki wprowadza się w innym celu, niż po to, by państwo miało więcej pieniędzy. Co do tego oczywiście masz rację. 🙂
W USA sprawa jest nieco inna, bo tam (ale chyba nie wszędzie) deszczówka to własność wspólna, a nie należąca do osoby, na którą spadła. Więc jeśli ją zatrzymasz dla siebie, a nie pozwolisz spłynąć w dół, to łamiesz prawo.
Jak dla mnie to taki podatek w ogóle nie powinien przejść nawet fazy koncepcji. Nie przemawia za mną żaden argument go popierający. Kompletny bezsens…
Ale gdyby rządy rzeczywiście troszczyły się o tę wspólną wodę i suszę na polach to powinny być zakazane niszczące glebę uprawy orkowe . Wodą jest nie tylko zwykła czysta H2O, ale także każde drewno, korzenie w glebie (hugelkultur), mikoryza , którą niszczą obficie sypane nawozy i orka. Więc, jeśli na swoim polu zakopię drągi drewna , gałęzie to łapię opady i zatrzymuję je u siebie ze względu na dużą pojemność wodną drewna. Zakopując celulozę zakopuję wodę i bezcenny CO2 – eliksir życia dla roślin, którego ,powtórzę, jest dla roślin za mało, co widać np. na połoninach . To samo dotyczy gromadzenia śniegu- jest to spowalnianie spływu, zatrzymywanie wody, tam gdzie spadła, jak najdłużej, żeby wykonała swoją pracę – zwykła permakulturowa praktyka. Dorzucę jeszcze, że monokultury uprawne, gleby bez mikoryzy zubożają atmosferę w jądra kondensacji pary wodnej – co może być jedną z głównych przyczyn suszy. W Polsce pylenie brzozy sprzyja majowym deszczom.
Problem dotyczy deszczówki w „zabetonowanej” zabudowie. Pomysł opodatkowywania deszczówki spadającej nam na głowę czy się nam to podoba czy nie jest równie debilny jak np. opodatkowanie powietrza, którym oddychamy (odnosząc to na grunt deszczówki w USA – w takim razie jeśli oddychasz powietrzem nie pozwalając „dopłynąć” mu do sąsiada to kradniesz wspólne dobro – cóż, USA to kraj totalnego zidiocenia).
Problem ma naturę czysto techniczną – niewiele miast ma osobne instalacje fekalne i deszczowe, przeważają ogólnospławne – nie było problemu, gdy ich wyloty szły prosto do rzek – problem pojawił się, gdy ich końcówki znajdują się w mechaniczno-biologicznych oczyszczalniach, które nie są w stanie przerobić większej masy (choć mniej obciążonej) ścieków.
No i chyba nikt nie ma złudzeń, że forsa z takiego podatku zasili fundusz budowy kanalizacji – ona rozmyje się w budżecie gminy, zasilając fundusz premiowy nierobów pierdzących w stołki.
Jeżeli pieniądze pochodzące z takiego podatku rzeczywiście zasiliły by fundusz budowy kanalizacji to mamy dużego plusa na korzyść tego pomysłu. Tak czy inaczej pomysł jest co najmniej kontrowersyjny.
Baris niechby Twoje słowa świętością były i wielu marzenie spełniły .Przerabiane były w dawnych czasach inne tematy np.podatek drogowy i ponoć tylko do 7 procent z tego podatku na drogi trafiło a efekty widzimy do dziś.
Nie wierzę więc że w innych dziedzinach bedzie inaczej
wichura, pewnie tak samo będzie z podatkiem deszczowym. U nas zawsze jest jakoś tak, że odprowadzamy za coś opłaty, a efektów jak nie było, tak nie ma
Raczej szalony pomysł, bo lada dzień dowiem się, że musze płacić ryczałt za otwieranie furtki i ugniatanie trawny na własnym podwórku ….
nie wiadomo czy jeszcze tego podworka nie wyprzedali nasi sprzedawczyki ale oczywiście dowiedziałbyś sie po czasie
jak każdy dodatkowy podatek jest złym pomysłem ten również jest taki. Więcej podatków to mniej pieniędzy w obrocie wśród nas i tym samym zarobki mniejsze i gospodarka zaczyna hamowac.
w Irlandii nie ma podatku od deszczówki, nie ma podatku od nieruchomości, nie ma podatku od ścieków ba nie ma nawet opłaty za wodę. Tak, woda jest za darmo. Oczywiście teraz w dobie kryzysu chcieli wprowadzić podatek od nieruchomości ale lud powiedzial ze płacił nie będzie. Minął rok… no i nie płacą 🙂