Na początku stycznia wpadłem na pomysł, że do końca miesiąca nie będę jeździć samochodem do pracy. Żeby oszczędzać samochód, nie narażać go niepotrzebnie na niszczące oddziaływanie soli drogowej, oraz nie zużywać nadmiernie silnika uruchamianiem go do dojazdów na krótkie dystanse.
No to dziś pora się wyspowiadać, jak mi się to udało.
Nie było łatwo, bo w styczniu mieliśmy dni z naprawdę piękną, zimową pogodą. Śniegiem i mrozem. Ale wbrew pozorom w takich warunkach nawet łatwiej było mi podjąć decyzję o rezygnacji z jazdy samochodem.
Ponieważ mieszkam blisko pętli mojego autobusu, zazwyczaj przyjeżdżają one na przystanki punktualnie. Ciepłe, suche, odśnieżone. Czekam chwilę, wsiadam, siadam i niczym się nie martwię. Odpada mi odśnieżanie samochodu (które spokojnie może trwać rano kilka minut) i zimno w samochodzie przez pierwszych kilka czy nawet kilkanaście minut jazdy.
Wyjątkowo słabo pod tym względem spisywał się Smart, którym jeździłem jeszcze do niedawna. Miał naprawdę niezły wysokoprężny silnik, który jednak nie wytwarzał za wiele ciepła odpadowego i wolno się nagrzewał.
Do domu z pracy wracałem zawsze piechotą. Raz tylko musiałem się po pracy udać na drugi koniec miasta (komunikacją miejską), a odwieziony zostałem pod dom samochodem przez znajomego.
I tylko jeden, jedyny raz pojechałem do pracy samochodem. Ale tylko dlatego, że potrzebowałem nim gdzieś pojechać przed pracą i nie zdążyłbym go już odstawić pod dom…
Łącznie w styczniu pokonałem piechotą (głównie wracając z pracy, ale nie tylko) ponad 120 km, co potwierdza powyższy zrzut z serwisu Endomondo. Nie do końca jestem przekonany, czy jakoś szczególnie się to przyczyni do mojego zdrowia, bo w styczniu wiele razy przekraczane były dopuszczalne poziomy stężeń pyłu w powietrzu. Wprawdzie starałem się poruszać nie wzdłuż ruchliwych ulic, tylko raczej zaułkami, przez parki i podwórka, to jednak na pewno trochę tego pyłu przez ten czas wchłonąłem… 🙁
Momentami byłem bliski do zabrania ze sobą maseczki przeciwpyłowej, ale ostatecznie odpuściłem. Nie wykluczam jednak powrotu do tego pomysłu. Teraz są w Warszawie ferie zimowe i ruch na ulicach będzie mniejszy, więc i problem ze smogiem też się zmniejszy…
Bo chodzić piechotą do domu po pracy zamierzam dalej. Dziś też do pracy pojechałem autobusem. Póki co nie zamierzam przesiadać się do samochodu. 🙂
Gdybym mieszkał w dużym mieście jak Gdańsk czy Warszawa to pewnie też nie raz bym przesiadł się do komunikacji miejskiej (choć by po to ny uniknąć korków). Na szczęście urok mniejszych miejscowości jest taki że ruch tu mały a jak chcesz skoczyć po bułki to ani tak wolisz się przejść niż wystawiać specjalnie do tego auto z garażu.
Zaoszczędziłeś coś na paliwie?
Ja zainstalowałem gaz w swoim samochodzie i to jest moja oszczędność 🙂