Smog, wolność i małe działania

O smogu w Polsce pisze się od niedawna. Od roku czy dwóch lat w mediach pojawiają się materiały o tym, że w całym kraju musimy zmagać się z bardzo zanieczyszczonym powietrzem, negatywnie wpływającym na nasze zdrowie. Że w związku z tym musimy coś zrobić. Musimy z czegoś zrezygnować, albo zacząć wydawać więcej pieniędzy. Prywatnych, albo publicznych, a więc kosztem wyższych podatków.

Nic dziwnego, że przeciętny zjadacz chleba traktuje pomysły na walkę o poprawę jakości powietrza jako zamach na swoją wolność i na swój portfel. I że przez to będzie bardzo gorąco protestować przed wszelkimi zmianami w tym zakresie.

A te zmiany się już dzieją… Jak w formie uchwały antysmogowej, przyjętej w ubiegłym tygodniu przez sejmik województwa mazowieckiego, o której jeszcze będę w przyszłości pisał.

Wolność starego diesla i palenia byle czym

Dlaczego wyżej cenimy wolność do palenia w piecu byle czym i stania w starym samochodzie w korkach, niż do oddychania świeżym, zdrowym powietrzem?  Czemu skazujemy się jeszcze większy podział między biednymi, zmuszonymi do palenia śmieci i mieszkania w zadymionych dzielnicach a bogatymi, wyprowadzającymi się bliżej przyrody, pod miasto (a potem dokładającym kolejne porcje zanieczyszczeń w czasie codziennych dojazdów do pracy)?

Wydawało się, że zmiany w przepisach dotyczących usuwania odpadów zmienią zasady segregowania śmieci. Że będziemy je segregować na mokre (kompostowalne), suche (nadające się do recyklingu), elektrośmieci i resztę, zamiast na te nadające się do spalenia w dzień i te, które można palić tylko w nocy. I to się z pewnością częściowo udało, bo palenie śmieci nie jest już metodą na uciekanie przed kosztami wywozu śmieci. Ale wciąż jest to metoda na ogrzanie domu za darmo (tak naprawdę to tylko bezpłatnie, bo koszty środowiskowe i zdrowotne z palenia na przykład plastików są trudne do oszacowania). Zagrożeni ubóstwem energetycznym ludzie mieszkający w za dużych, źle ocieplonych domach, wciąż będą palić butelki i foliówki, bo dzięki temu będą mogli oszczędzić na węglu.

Dym z komina. To właśnie ogrzewanie budynków kiepskimi paliwami spalanymi w kotłach o niskiej sprawności jest w dużej mierze odpowiedzialne za smog.
Dym z komina. To właśnie ogrzewanie budynków kiepskimi paliwami spalanymi w kotłach o niskiej sprawności jest w dużej mierze odpowiedzialne za smog.

W Warszawie są dwa główne źródła smogu, na które wpływ mają pojedynczy ludzie. Transport (samochody w miastach) i ogrzewanie domów (domowe kominki i kotły centralnego ogrzewania). W obu przypadkach są racjonalne powody, dla których decydujemy się na rozwiązania bardziej obciążające środowisko i pośrednio nasze zdrowie.

Kocioł na paliwo stałe pozwala ogrzewać dom względnie tanio, bo przecież węgiel jest tańszy od gazu czy energii elektrycznej. Nieważne, że wymaga więcej pracy (zwykły kocioł trzeba codziennie rozpalać, także latem, jeśli jest używany do grzania wody do mycia, a przecież zazwyczaj jest, bo latem też bardziej opłaca się grzać wodę węglem, niż prądem). Że wymaga wydzielenia w domu osobnego pomieszczenia na kotłownię, w której brudzi się za bardzo, by można było tam robić cokolwiek innego, poza trzymaniem kosiarki do trawy. Ale przecież nikt nie liczy, że samo to pomieszczenie kotłowni na etapie budowy domu kosztuje go jakieś 10 000 zł, nie licząc jeszcze kosztu wymurowania komina, przepuszczenia go przez dach (bardziej skomplikowana więźba dachowa, obróbki blacharskie, większe straty na zużyciu blacho dachówki). O koszcie samego źródła ciepła i instalacji ogrzewczej nawet nie wspominamy. Dość powiedzieć, że czasem taniej i lepiej jest bardziej docieplić dom i ogrzewać go elektrycznymi grzejnikami (kosztujących po 200 zł na każdy pokój), niż węglem.

Własny samochód jest wygodniejszy od jeżdżącego zbyt rzadko, zatłoczonego, śmierdzącego autobusu. Wprawdzie wymaga większej uwagi i nie pozwala czytać książek, ale to się już powoli zmienia, dzięki autonomicznym pojazdom i audiobookom. No i pozwala się odgrodzić filtrem kabinowym od tego zanieczyszczonego powietrza, które wdychalibyśmy w autobusie czy tramwaju.

Jednostka broni się przed smogiem

Czasem chcąc poprawić jakość życia sobie i rodzinie, paradoksalnie jeszcze bardziej wpływamy na obciążanie środowiska. Zamiast mieszkać w ciasnym mieszkaniu w bloku w zapylonym mieście, przenosimy się na przedmieścia, gdzie powietrze jest czystsze, a pod okna podchodzą sarenki (czyli daleko od miasta). Do pracy i poodwozić dzieciaki jeździmy samochodem, zamiast komunikacją publiczną, która zazwyczaj kuleje. Często pojawia się drugi samochód. Miasto obciążamy spalinami bardziej niż do tej pory. Dom budujemy większy, wymagający do ogrzania więcej energii, bo przecież jak już się wyprowadzamy pod miasto, to nie po to, by mieszkać w kurniku. No i żeby było tanio, ogrzewamy go węglem. A w salonie musi być kominek na drewno. On też powoduje emisję pyłów, ale za to jak ładnie się w nim pali! Po drodze zapomnieliśmy o spalinowej kosiarce do trawy z dwusuwowym silnikiem i dmuchawie do sprzątania chodnika. Tak elektryczna jak i spalinowa będzie podrywać z chodnika pył, który na nim osiadł i przyczyniać się do wtórnego zanieczyszczenia powietrza.

Najsmutniejsze jest chyba jednak to, jak przeciętni ludzie odbierają pomysły na walkę ze smogiem. Nie jako pomysły na to, by żyło się im lepiej, tylko jako kolejne utrudnienia życia. Odebranie wolności. Wolności do jeżdżenia do pracy dieslem z wyciętym filtrem cząstek stałych i palenia śmieci pod miastem, którą cenimy równie wysoko, jak wolność do budowania byle czego na swojej działce. Przychodzące do nas z zagranicy przeróżne inicjatywy (także pod postacią unijnych przepisów) zaś bywają oceniane jako kolejne działania mające na celu sprawić „żeby Polak pozostał biedny”.

Zaglądając w Biuletyny Statystyczne GUS z ostatnich lat możemy łatwo sprawdzić, że w  styczniu 2014 r. zmarło w Polsce ok. 33 100 osób, rok później ok. 34 000 osób. W styczniu ubiegłego roku – ok. 33 300 osób. W styczniu 2017 r., gdy smog był dotkliwy bardziej niż w poprzednich latach, zmarło aż o 1/3 więcej ludzi, ok. 44 000 osób!

Ludzie świadomi tego problemu mają w sumie związane ręce. Jest ich za mało, by cokolwiek zmienić i mogą tylko inwestować pieniądze w filtry do wentylacji mechanicznej czy urządzenia do oczyszczania powietrza, a zimą wychodzić na ulice w maseczkach przeciwpyłowych.

Paradoksalnie, to właśnie bogacenie się społeczeństwa powoduje coraz więcej smogu. Gdy nikt nie miał samochodów i wszyscy musieli jeździć do pracy komunikacją miejską, to nawet bardziej kopcące silniki autobusów w mniejszym stopniu obciążały powietrze w miastach. Małe mieszkania i domy zamieszkiwane przez kilka rodzin łatwiej ogrzać, niż duże, przestronne, w miejscach pozbawionych dostępu do sieci ciepłowniczej czy gazowej. A przecież produkcja tych samochodów, wydobycie paliw i wytworzenie energii elektrycznej, czy tych cegieł i blachodachówki na domy też w istotny sposób obciąża środowisko.

Zrównoważone działania w małej skali

Nie wystarczy nakładać kolejnych ograniczeń, czy limitów emisji, na przemysł i energetykę. To trochę poprawia jakość środowiska u nas w kraju, ale część produkcji przemysłowej przenosi za granicę, gdzie te limity są mniej dotkliwe. Gdzieś też jest granica kosztów podstawowych dóbr, rosnących w miarę z coraz większymi wymogami w zakresie emisji czy produkcji odpadów, której nie będziemy chcieli przekroczyć. Widać ją nie tylko po protestach przeciwko ograniczaniu indywidualnego ogrzewania węglowego w miastach, lecz także w reakcji na pomysły by wyeliminować jednorazowe foliowe reklamówki w sklepach.

Nasze podejście do wspólnego pastwiska, jakim jest środowisko naturalne, musi się zmienić. W przeciwnym razie wciąż będziemy przedwcześnie umierać z powodu smogu i uciekać daleko na wakacje (czy nawet po pracy, do podmiejskiego domu), by móc odetchnąć świeżym powietrzem i odpocząć od hałasu. Musimy uświadomić sobie, że czasem trzeba zrezygnować z części komfortu na rzecz korzyści, jakich nie zauważymy na pierwszy rzut oka. A czasem da się jednocześnie oszczędzać czas, środowisko i pieniądze, jak choćby montując kolektory słoneczne na dachu domu. Nie ogrzeją go one zimą, ale latem pozwolą zrezygnować z rozpalania kotła na węgiel tylko po to, by móc się wykąpać w ciepłej wodzie. To właśnie takie zrównoważone rozwiązania w małej skali, wdrożone w odpowiednio dużej liczbie polskich rodzin, są nam teraz najbardziej potrzebne. Docieplanie domów, przydomowe kompostowniki, przesiadka z samochodu na rower, czy do komunikacji publicznej z pomocą aplikacji na komórkę czy systemowych rozwiązań w rodzaju CitySwifter (analizujące m.in. dane pogodowe i aktualne korki). Tylko przestańmy się przed tym bronić!

Człowiek jest z natury leniwy i unika niepotrzebnej pracy. Warto to wykorzystać.

Komentarzy do wpisu “Smog, wolność i małe działania”: 5.

  1. Chory budynek says:

    Ja mam wrażenie, że o smogu mówi się nie od ostatniego roku / dwóch lat… ale już dłuższego czasu. Problem w tym, że tylko się mówi, a mało co się robi. Nawet jeżeli w wielu miastach zakazano sprzedaży gorszego jakościowo opału, to wcale nie oznacza, że nam będzie się żyło lepiej… i zdrowiej. Często same budynki, w których mieszkamy są jedną wielką mieszanką zanieczyszczeń. Mało mówi się o syndromie chorego budynku, a niestety bardzo wiele z nas w takich właśnie budynkach mieszka 🙁

  2. Maria says:

    U nas jeszcze tragedii nie ma, ale Warszawa czy Kraków to już masakra. Żona jest w ciąży, więc postanowiliśmy kupić hybrydowego priusa, żeby nie przyczyniać się do tych śmierdzących spalin. Nie chciałbym, żeby moje dziecko za kilka lat musiało wychodzić z domu w maseczce.

  3. Łukasz says:

    I takie rzeczy pisze człowiek, który na swoim kanale „Domowy Surwiwal ” przygotowuje ludzi na kataklizm. Ciekawe jak ludzie przygotują sobie żywność i ogrzeją dom gdy już pozbędą się piecyków na drewno a w wyniku kataklizmu zabraknie prądu i gazu.
    Powodzenia

  4. @Łukasz: przecież jedno drugiego nie wyklucza, a czasem nawet te same działania służą poprawie jakości środowiska i poprawie naszego bezpieczeństwa w zderzeniu z sytuacjami kryzysowymi.

    Jak wyprowadzka pod miasto, ale w miejsce dobrze skomunikowane transportem publicznym. Żeby nie być zależnym od spędzania codziennie 3 godzin w samochodzie. Budowa energooszczędnego domu, podłączonego do sieci gazowej. Baterie słoneczne na dachu jako awaryjne źródło prądu do podtrzymania domowych instalacji, a jako druga warstwa — kominek. Jeśli chcemy korzystać z niego na co dzień, to nowoczesny kominek będący w stanie efektywnie spalać drewno bez wytwarzania sadzy i smoły.

  5. Maciek says:

    całe szczęscie mieszkam na wsi i palę drewnem liściastym 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *