Prawdziwe przyczyny suszy w Kalifornii

O suszy w Kalifornii pisałem już w ubiegłym roku w tym artykule. Od tamtego czasu sytuacja jedynie się pogorszyła.

Wprowadzono racjonowanie wody. Ludzie nie mają czym podlewać swoich trawników i myć samochodów. Muszą montować w domach instalacje do przechwytywania deszczówki.

Wszyscy narzekają na głupią politykę rządu stanowego (który udaje, że dba o przyrodę, jak tylko może), albo katastrofę pogodową (że za mało deszczu pada).

A przyczyną tamtejszej suszy jest coś zupełnie innego.

Brak poszanowania nie-aż-tak-szybko-odnawialnych zasobów wody.

Klimat w Kalifornii nie jest w stanie utrzymać 38 milionów obywateli. Mieszkają oni na powierzchni ok. 425 000 km² (dla porównania: Polska — ok. 313 000 km²). Na tę powierzchnię spada rocznie średnio 563 mm opadów (dla porównania: w Polsce — ok. 600 mm), jednak ze względu na panujące tam przez dużą część roku wysokie temperatury, błyskawicznie odparowuje ona z powierzchni.

Tymczasem duża część gospodarki tego stanu oparta jest na wymagającym olbrzymich ilości wody rolnictwie. Plus dodatkowo sam rozwój cywilizacyjny amerykańskiego społeczeństwa też wymaga wody. Bo przecież prysznic trzeba brać 2 razy dziennie, za każdym razem piorąc ręczniki.

To zaś wymusza ściąganie wody z innych stanów, czy nawet próby odsalania wody morskiej.

Kalifornia to mocno socjalistyczny stan, jak na amerykańskie warunki. Rząd stanowy kładzie spory nacisk na różnego rodzaju działania w celu poprawy jakości środowiska (czy może raczej zmniejszenia wpływu na środowisko). Niestety, nie tam, gdzie jest to najbardziej istotne.

Bo ilość wody dostępnej dla ludzi nie zwiększa się przez handel limitami emisji gazów cieplarnianych. Susza nie minie po wprowadzeniu bardziej drastycznych wymogów dotyczących składu spalin z samochodowych silników. Zużycie wody nie spadnie za bardzo, gdy podniesie się ceny energii elektrycznej. Trochę na pewno spadnie, bo produkcja energii elektrycznej wymaga zużycia pewnych ilości wody.

Nie pomoże też organizowanie kampanii, że „woda jest prawem, a nie towarem„. Bo nawet jeśli przyznać rację temu stwierdzeniu, to czemu obywatel A ma ponosić koszty tego, że obywatel B zażyczył sobie mieszkać tam, gdzie warunki do życia nie są zbyt sprzyjające? Czemu obywatel A ma dostarczać obywatelowi B wodę na swój koszt?

Sprawę rozwiązałoby po prostu gromadzenie tej wody, która w Kalifornii jest dostępna. Żeby nie spływała od razu do strumieni, rzek i ostatecznie do oceanu. Żeby gromadzona była w możliwie głębokich, przydomowych stawach. Głębokich, żeby ograniczyć parowanie wody z powierzchni. Żeby betonowanie kolejnych przestrzeni — dróg, parkingów, chodników, podjazdów pod domami — nie powodowało odpływania wód do rowów i rzek, tylko żeby miała ona szansę wsiąknąć w ziemię.

Montowanie zaś w domach dwustulitrowych beczek na deszczówkę niewiele zmieni. Bo pozwala na przechwycenie tylko niewielkich ilości wody (dla dachu o powierzchni w rzucie poziomym 100 m², 2 mm opadu = 200 litrów wody), a więc nieznacznie zmniejszy ilość wody odpływającej po opadach. I na niedługi czas wystarczy (bo pewnie nawet nie na jedno porządne podlewanie trawnika), a zatem nieznacznie zmniejszy zapotrzebowanie na wodę z różnych źródeł.

No cóż… socjalizm bohatersko rozwiązuje problemy, które samodzielnie stworzył. Bo jakby w Kalifornii ludzie żyli w zgodzie z tym, co może im tam zapewnić przyroda, to by problemu nie było.

 

 

 

Jeden komentarz do wpisu “Prawdziwe przyczyny suszy w Kalifornii

  1. M515 says:

    Brak wody wg mnie jest dużo groźniejszy niż brak ropy naftowej. Myślę, też, że naprawa tego stanu nie pójdzie tak łatwo. Gdy idzie o ropę to jest prosto. Odpala się budżet oraz rakiety i sprawa jest ok. Natomiast gdy trzeba zrobić porządki na swoim podwórku to już jest mniej spektakularnie, patrz skutki huraganu np. Katrina.

    W Polsce mamy duże deficyty wody, ale do mediów dostają się głównie podtopienia wywołane chwilowymi intensywnymi opadami lub powodziami. To powoduje, że mamy mylne przekonanie, że wody jest w brud. Nie budujemy specjalnie zbiorników retencyjnych ani wałów przeciwpowodziowych. Jedynie co zmusza nas do myślenia o wodzie to wysokość rachunków za wodę i ścieki. Wszystkie te rady, o których wspomniano we wpisie można stosować w Polskich warunkach. Wydaje się, że można też korzystać z technologii, które są np w Izraelu, gdzie brakuje wody permanentnie i jest reglamentowana do takich ilości że strach się bać.

    Podsumowując ciekawy wpis.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *