Nie za moim oknem!

Każdy z nas chciałby korzystać z taniej energii elektrycznej niezawodnie dostarczanej do domowego gniazdka, dobrego dojazdu, rozbudowanej i szybkiej komunikacji publicznej.

Niestety, wszystkie te rzeczy wymagają inwestycji, które psują widok za oknem, albo generują hałas i trochę spalin. Często więc ludzie się burzą, krzycząc, że nie chcą wiatraków / pętli autobusowej / linii kolejowej / linii przesyłowej / transformatora / elektrowni jądrowej za oknem.

NIMBY, Not In My Back Yard, czyli nie na moim podwórku. To znany na całym świecie problem. Trudny do rozwiązania.

NIMBY to podejście, w którym ludzie sprzeciwiają się lokalizacji projektów, takich jak elektrownie, składy odpadów, arterie komunikacyjne czy linie wysokiego napięcia, bezpośrednio w pobliżu swoich domów. Podejście to jest często spotykane zarówno podczas procesu planowania przestrzennego jak i w czasie realizacji samej inwestycji. Może więc prowadzić do opóźnień lub wręcz uniemożliwienia realizacji potrzebnych projektów.

Elektrownia Kozienice. Widok z promu kursującego przez Wisłę. Czy takie sąsiedztwo za oknem może komuś przeszkadzać? Niestety tak, bo przecież taką elektrownię trzeba najpierw zbudować, co oznacza kilka lat hałasu.

Istnieje kilka metod na rozwiązanie problemu NIMBY.

Jedną z nich jest zwiększenie transparentności i udziału społeczeństwa w procesie planowania przestrzennego. Dzięki temu, ludzie będą mieli lepszy dostęp do informacji dotyczących planowanych projektów i będą mogli brać udział w decyzjach dotyczących ich lokalizacji. Może to polegać na organizowaniu spotkań z mieszkańcami, na których przedstawiane są plany projektu oraz na udzielaniu odpowiedzi na pytania i wątpliwości mieszkańców.

Inną metodą jest wcześniejsze uruchamianie komunikacji między władzami, inwestorem a społeczeństwem. Dzięki temu, ludzie będą mogli lepiej zrozumieć potrzeby projektu i jego korzyści dla społeczeństwa. Jednocześnie, dzięki odpowiedniemu wyprzedzeniu, na przykład planowaniu czegoś w perspektywie 10 lub 20 lat, naturalne zmiany (np. wymiana pokoleń) ułatwią przystosowanie się lokalnej społeczności do zaplanowanych inwestycji.

Kolejną metodą jest zwiększanie rekompensat dla społeczności lokalnych, które będą miały bezpośredni kontakt z projektem. Może to obejmować różne formy pomocy, takie jak dotacje, programy inwestycyjne lub wsparcie dla rozwoju lokalnego. Łatwiej zaakceptować wiatrak za oknem, jeśli zarabia na nim nie tylko sąsiad, lecz także cała lokalna społeczność. I ja sam, osobiście, w jakiś sposób.

Ostatecznie, ważne jest, aby pamiętać, że projekty tego typu są często konieczne dla rozwoju społeczeństwa. Niektóre projekty infrastrukturalne, jak kopalnie, elektrownie atomowe czy elektrownie szczytowo-pompowe są bardzo mocno zależne od lokalizacji i zwyczajnie nie da się ich przenieść. I trudno wyobrazić sobie, by bezpieczeństwo energetyczne całego narodu było blokowane przez jedną, upartą rodzinę.

W mniejszej skali bywa to po prostu uciążliwe, jak w przypadku ulicy Powstańców Śląskich w Warszawie, której poszerzenie przez ponad 20 lat blokowała jedna rodzina. Przez to w kierunku południowym ulica była zwężona do jednego pasa (z trzech), a dodatkowo jeszcze wjeżdżała na torowisko tramwajowe, przez co trzeba było tam dołożyć sygnalizację. Sprawę rozwiązano dopiero w 2009 roku, nie wiem, czy ktoś pokusił się o oszacowanie kosztów środowiskowych korków powodowanych przez to zwężenie…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *