Tydzień temu napisałem o obowiązku wykonywania tzw. świadectw charakterystyki energetycznej, zwanych potocznie certyfikatami energetycznymi. Dziś chciałbym Wam napisać, dlaczego moim zdaniem obowiązek zrobienia tego świadectwa warto jest wykorzystywać na swoją korzyść — i jak to zrobić. Oczywiste jest przecież, że skoro musimy już wydać pieniądze, to trzeba zrobić to rozsądnie.
Tak się akurat dobrze składa, że w chwili, gdy zasiadałem do pisania tego artykułu, dostałem powiadomienie o nowym komentarzu pod tamtym wpisem. Autorem tego komentarza jest Darek, czytelnik mojego serwisu od dobrych kilku lat. Pozwolę sobie wykorzystać jego komentarz jako punkt wyjścia dla tego artykułu i odnieść się do kilku jego fragmentów.
Uproszczone świadectwo
Darek napisał:
Ja mam ciągle nieocieplone 4 połacie dachowe, jest tam tylko 5 cm izolacja. Jednak pozostałe mają 15-20 cm i… bez wchodzenia na dach i zdejmowania dachówek nie da się ustalić które to. (…) Zdarzają się także sytuacje, że pod płytą g-k nie ma żadnej izolacji, bo fachowiec też się buduje. Bez dokładnych pomiarów ilości uciekającego ciepła świadectwa będą niewiarygodnymi bublami. W takim wypadku proste rozwiązanie, czyli podanie przez architekta lub inwestora zapotrzebowania na energię byłoby bardziej
wiarygodne i dużo tańsze. W końcu ciąży na nich jakaś odpowiedzialność, a na wystawiających świadectwa nie (o ile nic mi nie umknęło).
Osoba, która wykonuje świadectwo charakterystyki energetycznej, odpowiada za szkody wyrządzone przez siebie, między innymi z tytułu błędów w wykonanym świadectwie. Z tego powodu, nowelizacja prawa budowlanego (ustawa z dnia 27 sierpnia 2009 r. o zmianie ustawy Prawo budowlane (…), Dz. U. 2009 r. Nr 161, poz. 1279) nakłada na sporządzającego świadectwo obowiązek posiadania ubezpieczenia od odpowiedzialności cywilnej.
Co do pozostałych Twoich zastrzeżeń muszę napisać, że masz rację. Świadectwo charakterystyki energetycznej to moim zdaniem zgniły kompromis między szczytnym celem a smutną rzeczywistością. Szczytny cel to ograniczanie zużycia ciepła. Zgniła rzeczywistość jest taka, że pomierzyć zużycie ciepła można tylko w jeden sposób — montując licznik na rurce z gazem albo licznik ciepła za wymiennikiem ciepłowniczym. Żadna inna metoda, to znaczy:
- pomiar zużycia węgla czy drewna w kotle,
- pomiar strat ciepła za pomocą kamery termowizyjnej,
- pomiar strat ciepła przez wentylację,
nie dostarczy nam takich informacji. Dlatego świadectwa wykonuje się w oparciu o dokumenty — projekt budynku ze zmianami odzwierciedlonymi w książce budowy. Pod wpisami w książce podpisuje się przecież uprawniony kierownik budowy, co daje szansę przypuszczać, że są one zgodne ze stanem faktycznym. Tylko w przypadku niekompletnej dokumentacji konieczne jest, by wykonujący świadectwo sam sprawdził, z czego zbudowana jest ściana, i tak dalej.
Nie ma się co oszukiwać — świadectwo jest, ma być i musi być uproszczone. Trzeba się z tym pogodzić i mimo to spróbować z tego skorzystać.
Kiedy warto zrobić świadectwo?
Moim skromnym zdaniem, świadectwo charakterystyki energetycznej warto zrobić jak najwcześniej. Ale jak to się ma do ustawowego obowiązku przedstawienia świadectwa dopiero wtedy, gdy budynek jest gotowy i ubiegamy się o pozwolenie na jego eksploatację?
Uważam, że warto wykorzystać fakt istnienia pewnego znormalizowanego sposobu obliczania zużycia ciepła przez budynek. Możemy go wykorzystywać do porównywania różnych budynków na rynku wtórnym, ale także na przykład projektów domów na rynku pierwotnym. A skoro tak, warto z niego skorzystać, by przeliczyć zapotrzebowanie na ciepło budynku, który dopiero powstaje.
Łatwo wyobrazić sobie sytuację, w której inwestor chce mieć dom możliwie energooszczędny. Zleca więc audytorowi wykonanie świadectwa charakterystyki energetycznej, która pokazuje, ile ciepła zużywać będzie wybrany dom. Wpływ mają na to nie tylko użyte materiały budowlane, ale też wykorzystane okna, a nawet położenie domu na działce. Świadectwo uwzględnia przecież też uzyski ciepła z promieniowania słonecznego. Niezadowolony wynikiem inwestor może zlecić poprawki w projekcie, na przykład dołożenie w ścianach fundamentowych dodatkowej warstwy styropianu. Wpływ takiego działania na zużycie ciepła można w świadectwie dość łatwo policzyć. W końcu takie zalecenia należą do obowiązkowej zawartości świadectw charakterystyki energetycznej.
Taki quasi-audyt energetyczny budynku pozwala nawet ocenić wpływ rezygnacji z balkonu (albo jego odsunięcia na własną konstrukcję nośną) w celu eliminacji mostka cieplnego na rachunki za ogrzewanie!
Jak w pełni wykorzystać świadectwo charakterystyki energetycznej?
Inwestor wybrał już projekt, poprawił go, i ustawił go na działce. Teraz firma mu go buduje. Sugerując co jakiś czas jakieś niewielkie i nieznaczące zmiany w projekcie, np. cieńszą warstwę izolacji. Argumentując „panie, bo my zawsze dajemy 5 cm styropianu zamiast 20 cm i jest dobrze” — dobrze dla kogo? Albo żona inwestora koniecznie zapragnie zmienić wybrane okna na inne, większe, albo zamontować dodatkowe okno dachowe.
Takie zmiany, mając wstępne świadectwo, można przeliczyć, i zobaczyć, jaki jest ich efekt finansowy. Oczywiście można to też przeliczyć nie mając tego świadectwa — choć wtedy nie sposób porównać dodatkowych strat ciepła z całkowitym jego zużyciem przez budynek.
Dla gotowego budynku inwestor ponownie zleca wykonanie świadectwa charakterystyki energetycznej, co na tym etapie jest tylko formalnością. Do wstępnego świadectwa trzeba tylko wprowadzić zmiany w oparciu o zapisy w dzienniku budowy i voila, można składać je w urzędzie.
A po przeprowadzce, w czasie drugiego sezonu grzewczego, do inwestora przyjeżdża audytor z kamerą termowizyjną, zrobić zdjęcia w podczerwieni. I zobaczyć, ile udało się majstrom spaprać. A potem pomóc inwestorowi w egzekwowaniu poprawek.
Nawet jezeli wystawiajacy odpowiada za bledy, to watpie, aby okreslono ich
poziom. Nawet najlepsza wiedza, fachowosc i sumiennosc wysiadaja przy
ocenie juz istniejacych domow. O tym, ze moj dom zostal wykonany w
technologii muru pruskiego dowiedzialem sie dopiero po 3-ch latach. Po
prostu dom byl otynkowany, a zbijane spore kawalki tynku przypadkowo
omijaly fragmenty drewnianego szkieletu. Podobno jest to mur 3-warstwowy ze
szczelina powietrzna, ale tego nie jestem w stanie potwierdzic. Kazda z
tych informacji ma kluczowe znaczenie dla energochlonnosci domu i
wlascieciel moze byc ich zupelnie nieswiadomy. Widzialem tez „ocieplenia” z
frezowanego styropianu ukladane na styk a nie zakladke. Trafilem na z
pozoru porzadne okno z roleta zewnetrzna, gdzie obudowa rolety byla niczym
czarna dziura zasysajaca zimno z zewnatrz. Bez rozprucia fragmentu sciany
czy owej obudowy tego tez nikt nie stwierdzi. Osobiscie nie zdziwilbym sie,
gdyby wiekszosc istniejacych domow uzyskala swiadectwa z 30% odchylem od
stanu faktycznego. Poniewaz wiekszosc takich problemow bedzie dotyczyla
energochlonnych domow cyfry uwiecznione na swiadectwi moga byc nizsze lub
wyzsze o ponad 100 kWh/m2 rocznie. Taki rozrzut IMHO dyskwalifikowalby ich
wiarygodnosc, chociaz pod wzgledem prawnym moga byc w porzadku.
Skoro swiadectwo ma byc wykonane na podstawie projektu i ksiazki budowy, to
dlaczego architekt czy kierownik nie moga go wystawic? W sumie po co
oddzielny papier, skoro przy odbiorze budynku jeden juz zostanie wystawiony?
Dla mnie to kluczowy problem, nie mnozmy bytow ponad koniecznosc. Zamiast
swiadectwa lepszy bylby odpowiedni zapis w dokumentach domu. Jezeli po
oddaniu budynku wlasciciel dokona jakichs istotnych zmian, to w jego interesie
bedzie ich potwierdzenie. A to oznacza, ze przymus wystawiania swiadectw
nie ma logicznego sensu. No i nie czarujmy sie, dla wiekszosci klientow te
cyferki to czarna magia. Nawet jezeli ktos zafiksuje sie na informacji „nie
kupowac nic powyzej 50 kWh/m2”, to nie przeliczy zysku z zakupu 45 kWh/m2
wzgledam 60 kWh/m2 przy ogrzewaniu gazem.
Co do wczesnego wystawienia swiadectwa, to nie zgadzam sie z tym akapitem.
Co prawda nie widzialem zadnego programu dla architektow i nie wiem, co one
potrafia w kontekscie obliczania zuzycia ciepla. Jednak mam doswiadczenie
w zwiekszaniu funkcjonalnosci wielu programow i zdaje sobie sprawe, ze
odpowiedni modul to dosyc trywialna sprawa. Firmy wykonujace odpowiednie
programy z cala pewnoscia moga go dorobic w krotkim czasie. W takim wypadku
caly audyt energetyczny na etapie projektowania ograniczylby sie do
jednego klikniecia. Zauwazylem tez, ze architekci podaja odpowiednie
informacje, przynajmniej w ogolnodostepnych projektach. W takim wypadku nie
jest potrzebny zaden obowiazek. Gdyby architekt powiedzial, ze nie da rady
zrobic symulacji zapotrzebowania na cieplo, to… zamykamy drzwi i idziemy
do tego co moze 😉 W dodatku takie postepowanie powinno byc znacznie tansze
od IMHO zupelnie niepotrzebnych audytow na etapie projektowania czy budowy.
Niestety, swiadectwo wystawione po budowie to zwykly akt zgonu. Ja
osobiscie albo dalbym styropian na fundamenty podczas budowy, albo mowiac
kolokwialnie „dal se siana” i nie odkopywal swiezo postawionego domu dla
mizernych korzysci.
@Darek: programy dla architektów może to potrafią, ja też nigdy żadnego nie widziałem. Widziałem natomiast programy do robienia świadectw. Przeliczenie świadectwa dla domu na etapie projektu w takim programie to kwestia kilku godzin dla wprawnego audytora. Wtedy o wszystkie dane łatwo, bo są w projekcie.
Są biura projektowe, które podają zużycie energii liczone według metodyki świadectw charakterystyki energetycznej. Są architekci, którzy tego nie robią. I to rzeczywiście może być kryterium wyboru architekta albo biura projektowego. A jeśli ktoś się z jakiś przyczyn uprze na architekta, który tego nie robi, może zawsze zlecić to komuś na zewnątrz…
Sensu zapisu w myśl którego świadectwa charakterystyki energetycznej nie może robić architekt lub kierownik budowy do końca nie rozumiem. Być może chodzi o to, by niezależnie wykonane świadectwo było miejscem, w którym można wykryć ewentualne błędy projektanta?
Tylko po co w tym wszystkim obowiazek wystawiania swiadectw? Przeciez
logika wskazuje, ze dobre rzeczy same sie przyjmuja. Do uzywania komorek i
internetu rzad czy UE jakos nie musiala zmuszac 😉 Moga sobie nawet istniec
niezalezni wystawiacze swiadectw. Powinna istniec jakas norma, i tyle. A
wiarygodnosc swiadectwa powinien potwierdzac nadzor budowlany, pilnuja tylu
rzeczy, to moga i to upilnowac. IMHO byloby to bardziej pozyteczne, bo:
– Swiadectwo wystawione po postawieniu domu jest zwyklym aktem zgonu.
Prawdziwe oszczednosci na ogrzewaniu powstaja na etapie projektowania. Im
bardziej zaawansowana budowa tym trudniej cos zmienic (czyli zaoszczedzic).
– Rozdzielenie audytu od projektowania wprowadza chaos. Jezeli audytor cos
znajdzie musi zawiadomic architekta o koniecznych zmianach. Ale po drodze
jest takze inwestor, ktory ma w tym przypoadku decydujacy glos. Dla
unikniecia nieporozumien wszyscy powinni omawiac zmiany razem. Zebranie w
jednym miejscu i czasie kilku osob to trudna sprawa. Inaczej zaczynaja sie
kompromisy – audytor uzgadnia cos z architektem a inwestor nie zgadza sie
na zmiany. Na Discovery w serii Wielkie Projekty pokazywali faceta, co
mial bardzo duze wymagania co do swego domu. W efekcie wszyscy uciekali z
placu budowy, bo brakowalo zwyklej nici porozumienia.
– Projekt domu zawiera wszystkie dane niezbedne do dokladnego wyliczenia
zuzycia energii. Jezeli te obliczenia ma wykonac firma zewnetrzna, to
powinna otrzymac dokladne dane nt. projektu. Gdyby przypadkiem programy
architekta i audytora byly niekompatybilne, to kicha, bez wklepywania
danych i upraszczania nic sie nie zrobi.
– Swiadectwa maja wystawiac ludzie z lapanki, szybko przeszkoleni bo UE tak
nakazuje. Po prostu nie wierze w wiarygodnosc wyniku ich pracy. Przed
chwila podczas remontu stwierdzilem, ze poddasze jest zrobione inaczej niz
myslalem. Czyli po 4-rech latach doszedlem do tego, ze izolacja termiczna
jest ze 2x slabsza od pierwotnego szacunku. Watpie, aby audytor chcial sie
tak umazac jak ja, by dojsc do tego wniosku, a stare domy skrywaja cala
mase tajemnic. Nowe zreszta tez, mieszkanie kolegi po kilku latach od
wybudowania pokazalo kilka bardzo przykrych fuszerek.
@Darek: dobre rzeczy same się przyjmą, ale trzeba im trochę pomagać. 😉 Tak jak etykiety z klasą energetyczną na lodówkach, tak i świadectwa charakterystyki dla budynków, pomagają promować energooszczędność. 🙂
Norma istnieje, konkretnie wymogi techniczne w stosunku do budynków, ale są one bardzo luźne a na mocne ich zaostrzenie brak woli politycznej. 🙁
Jezeli chcemy cos rozpropagowac, to nalezy takze siegnac po socjologie i
psychologie. A nauki te mowia, ze przymus jest najgorsza metoda, od kija
skuteczniejsza jest marchewka. Podobno jak ziemniaki trafily do Europy
jeden z wladcow uznal, ze to warzywo jest na tyle cenne, iz koniecznie
nalezy upowszechnic jego uprawe. A poniewaz zdawal sobie sprawe, ze
przymusem nic nie osiagnie siegnal po fortel. Nakazal gwardii pilnowac dzien
i noc pola z zasadzonymi ziemniakami. Okoliczna ludnosc stwierdzila, ze to
musi byc cos wyjatkowo cennego skoro tak pilnuja i zaczela je podkradac. W
efekcie kartofel momentalnie sie upowszechnil 😉 Idac tym tropem wystarczy
wprowadzic zakaz ukladania izolacji grubszej od 10 cm, a Polacy natychmiast
go zlamia kladac nawet pol metra 😀
Ostatnio przeczytalem cos takiego:
http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33207,8012886,WWF_Polska_ostrzega__za_duzo_marnotrawimy_ciepla.html
Nie wiem, czy to co tutaj napisali jest tylko skrotem myslowym, czy tez WWF
naprawde tak sadzi. Przede wszystkim skad oni wzieli te 120 kWh/m2 w nowych
budynkach? Tak fatalny wynik mozna osiagnac tylko przy zastosowaniu zwyklej
cegly i slabym ociepleniu poddasza i to tylko w malych domach. W budynkach
wielorodzinnych nawet totalne patractwo przy wykorzystaniu wspolczesnych
materialow budowlanych pozwala zejsc ponizej 100 kWh/m2. Inna sprawa jest
podejscie inwestorow, wiekszosc zostawia czesc prac ociepleniowych na
pozniej. A wiec to, ze oddany do uzytku dom ma 100 kWh/m2 nie oznacza, ze za
kilka lat nie zejdzie ponizej 50 kWh/m2. Do tego potrzebne jest tylko
posiadanie dobrego projektu i odpowiednie zaplanowanie prac. Maja oni
jakies uwagi do swiadectw, ale propozycja wprowadzenia klas to krok do
tylu. W pierwotnych zalozeniach klasa A miala zuzywac ponizej 45 kWh/m2, a
klasa B od 45 do 80 kWh/m2. Jezeli mamy trzy domy, 40, 50 i 70 kWh/m2 to
pierwszy trafi do klasy A, a dwa pozostale do B. Problem w tym, ze roznica
w kosztach ogrzewania domu tej samej klasy bedzie 2x wieksza od nalezacych
do dwu roznych klas. W przypadku starych domow klasy E zuzywajacych 150 –
250 kWh/m2 rozrzut w kosztach ogrzewania moze byc jeszcze wiekszy.
Pozostaje pytanie dlaczego WWF chce likwidacji jednej z mocniejszych cech
swiadectwa energetycznego? IMHO z powodu nieznajomosci tematu wsrod
ewentualnych kupcow. Stwierdzili, ze wprowadzajace w blad co do ew.
oszczednosci klasy literowe beda bardziej zrozumiale od konkretnych
wartosci wyrazonych w kWh. A co do sprzetu, to takze bym nie przesadzal z
„korzysciami”. Zdaza sie, ze w stanie czuwania zuzywa znacznie wiecej pradu
niz podczas pracy. Jednak z tego co wiem klasy energetyczne odnosza sie do
mocy urzadzenia, wiec telewizor klasy A moze w ciagu roku zuzyc znacznie
wiecej pradu niz klasy B z bardzo dobrym standby’em. Warunki eksploatacji
tez moga swoje zrobic, zabudowana lodowka klasy A moze byc znacznie gorsza
od posiadajacej dobra wentylacje sciany tylnej klasy B. Mozna rzec, ze kto
nie nosil teczki musi wierzyc w litereczki 😉
@Darek: widziałem dane zebrane na podstawie kilkudziesięciu tysięcy wykonanych od początku ubiegłego roku świadectw charakterystyki energetycznej, zrobione przez jedną z firm oferujących program do ich wykonywania.
Jest jeszcze gorzej, niż pisze WWF.
Średnia wartość wskaźnika EK, czyli zapotrzebowanie na energię końcową do ogrzewania i przygotowania ciepłej wody użytkowej, wyniosło średnio ok. 150 kWh/m²*rok!
Wartości literowe na świadectwach rzeczywiście byłyby bardziej zrozumiałe od jednej liczby na jednym (zresztą źle ustawionym) suwaku. Nawet kiepski dom jest gdzieś w połowie suwaka, co stwarza wrażenie, że jest nieźle. A jak ktoś zakłada ogrzewanie na drewno to już w ogóle ten suwak na świadectwie przestaje mieć sens…
Laczenie zapotrzebowania na ciepla wode z zapotrzebowaniem na cieplo zima w
jeden wskaznik to IMHO duzy blad. W budownictwie wielorodzinnym CWU powinna
byc dostarczana z elektrocieplowni, bo kolektory na duzym bloku sa raczej
ozdoba (za maly uzysk na mieszkanca). Nie wiem, czy te pomiary odnosily sie
tylko do nowych domow? Jezeli tak, to wynik z uwzglednieniem CWU jest
slaby, ale bez przesady. Jezeli jednak jest w nim duzy udzial starego
budownictwa, to mamy calkiem dobry wynik. Gdy energia zacznie drozec (bo na
razie mamy tylko wstep do tego) szybkosc ocieplania domow gwaltownie
wzrosnie, swiadectwa nic tu nie zmienia. Litery tez nic nie dadza, bo
zalozono klasy od A do E. Srodkowa klasa C to bardzo slabo zaizolowany
dom, czyli nihil novi sub Soli 😉
@Darek: ponieważ egzekwowany przez urzędy jest jedynie obowiązek wykonania świadectw dla budynków nowych, wpływ starego budownictwa na wartość tego wskaźnika jest niewielka. I tak, liczony jest on razem z ciepłą wodą użytkową.
Świadectwa nie zmienią tego, że i tak domy będziemy ocieplać. Tylko na przykład agenci nieruchomości nie będą mówić „w domu tym jest ciepło, można chodzić w samej bieliźnie” (bo w każdym można, tylko jakim kosztem?) a zamiast tego pokażą kupującemu jeden, dający się z czymś porównać wskaźnik. 🙂
Psim obowiazkiem kazdego sprzedawcy jest wychwalanie swojego produktu pod
niebiosa. Jednak kazdy klient powinien wiedziec, ze te informacje powinno
sie podzielic przez dwa (conajmniej) 😉 W dalszym ciagu swiadectwa mnie nie
przekonuja, informacja o izolacji powinna byc podana w dokumentacji domu.
Wystarczylby wtedy przepis, ze te dane wraz z wyliczonym zuzyciem energii
na ogrzanie 1m2 powinny byc udostepniane kazdemu kupujacemu. Jak ktos sie
nie zna, to nie zajrzy w dokumentacje, ktora i tak bylaby bardziej
wiarygodna od swiadectwa. Ciagle nie moge pojac sensu podawania zuzycia
cieplej wody na m2 mieszkania, odczuwam to jak mierzenie odleglosci w
kilogramach 😉 Na domiar zlego do tak zmaniupulowanego wyniku nalezy dodac
cene ciepla, a ta bardzo sie rozni nawet dla dwu stojacych obok siebie
blokow. Np. w Olsztynie jedno osiedle polozylo wlasne rury cieplownicze
ktore juz sie zamortyzowaly. Bloki korzystajace z rur MPEC placa haracz bez
mala podwajajacy cene ciepla, ale developerzy obu osiedli moga posiadac
identyczne swiadectwa. Efekt tego stanu rzeczy ciekawy – za te sama cene
jeden lokator moze zima chodzic w bieliznie, a drugi bedzie siedzial w
fotrze i czapie uszatce 🙂 Gdybym kupowal mieszkanie swiadectwo byloby
co najwyzej punktem wyjscia, decyzja zalezalaby tylko i wylacznie od ogledzin
i „wywiadu” nt. dostepnosci mediow. Jakby co sprzedajacy zawsze moze
powiedziec „widzialy galy co braly” 🙂
Witam zanim tu zajrzałem już raz skomentowałem te całe świadectwa w innym poście o (świadectwach) więc się nie będę powtarzał. Dodam tylko że denerwuje mnie to co przed chwilą tu przeczytałem że dobre i bardziej zrozumiałe jest jest podawanie klasyfikacji zużycia energii przez dom w wielkościach literowych cytuje „Wartości literowe na świadectwach rzeczywiście byłyby bardziej zrozumiałe”. Ratunku dla kogo bardziej zrozumiałe dla idiotów? :-O Panie Krzysztofie bardzo proszę nie pisać takich rzeczy. Denerwuje mnie jak urzędnicy siedzący za biurkami wymyślają takie świadectwa i traktują ludzi jakby byli półgłówkami. No bo taki plebs to przecież nie myśli, nie zrozumie i nie będzie potrafił sobie porównać że dom o zużyciu np.: 45kWh/m2 będzie lepszy od takiego o zużyciu 60kWh/m2. Trzeba im podzielić skale na literki i chyba najlepiej jeszcze dodać w tym świadectwie punkt w którym będzie się wpisywało (ten dom możesz kupić, tego lepiej nie kupuj, a tego to po prostu nie wolno Ci kupować) tak żeby czasami nikt z tych (bezmyślnych) się nie pomylił dobrze że w ogóle będą jeszcze potrafili przeczytać to świadectwo. Postuluje powołać jeszcze jakąś ustawą unijną obowiązek powstania komitetu którego będę prezesem do tłumaczenia plebsowi (Świadectwa charakterystyki energetycznej) kto za ręka w górę 🙂
O zgrozo naprawdę Panie Krzysztofie było by dla Pana bardziej czytelne i zrozumiałe gdybym podzielił Panu skale termometru zaokiennego na trzy? np.:
(-20 do +10) – zimno,
(+11 do +18) – może być i
(+19 do 35) – ciepło
Nie prościej nakazem unijnym zabronić chodzenia do szkół żeby czasem ktoś nie pomyślał że to bzdura i niepotrzebne wyrzucanie pieniędzy a to co jedynie słuszne będą nam mówić urzędnicy.
Krew mnie zalewa że część pieniędzy z moich podatków idzie na utrzymanie takich urzędników.
Zgodziłbym się nawet na większe opodatkowanie pod warunkiem że ci (urzędnicy) wrócą do szkoły na lekcje fizyki, znajomość prowadzenia pomiarów też by im się przydała skoro wymyślają takie (Świadectwa charakterystyki energetycznej).
Najlepszym wskaznikiem (certyfikatem) sa rachunki za ogrzewanie. Karzde badania się z tym chowaja.
A co domu ekologicznego z drewna to bym się mocno zastanowił. Wyobrażmy sobie że wszystkie budynki dookoła nas są wybudowane z drzewa. Lepiej chyba zanieczyszczac środowisko niz je wycinać w pień. Takie moje zdanie . Zanieczyszczenia szkodzą głównie zwierzęta również ludzią Rosliny sobie poradza one potrzebują jedynie wody co2 oraz słoneczka.
Panie Piotrze spośród setek tysięcy derektyw unijnych może z 10-15 okazało by sie słuszne reszta to biuroratyczny stek bzdur na który my wszyscy musimy pracowac 178 dni. By mówiono nam jak mamy zyć co mamy jeść etc. Jedyną rada na to jest uzmysłowic społeczeństwo. Tylko pytanie czy społeczeństwo chce sie budzic z tego snu jakim jest eurosocjalizm