Kilka dni temu na blogu Bogdana Szymańskiego znalazłem wpis z podsumowaniem zużycia energii przez urządzenia elektroniczne w trybie standby (wyłączone pilotem, ze świecącą kontrolką, gotowe do podjęcia pracy). Od jakiegoś czasu byłem przekonany, że legendy o dużym zużyciu prądu przez takie urządzenia są przesadzone, bo nowoczesne sprzęty doskonale sobie już z tym radzą.
Postanowiłem więc przetestować urządzenia, które znajdują się u mnie w domu, aby sprawdzić to na własnej skórze. Skorzystałem w tym celu z watomierza, który mam już od dawna, ale jakoś nigdy nie znalazłem dla niego na stałe zastosowania.
1. Komputer + monitor + UPS
Gdy wyłączam komputer, pozostawiam go w trybie uśpienia, co pozwala mi go włączyć jednym kliknięciem myszki i po zalogowaniu się do systemu kontynuować pracę w miejscu, w którym ją skończyłem.
Oczywiście z tego samego względu nie wyłączam monitora (LCD). Jedno i drugie urządzenie połączone jest za pośrednictwem zasilacza awaryjnego (UPS). Łączne zużycie prądu nie jest duże.
2. Drukarka + router + zasilacz od głośników + ładowarka Samsung
Druga listwa zasilająca służy mi do zasilania urządzeń drugorzędnych. Drukarki nie wyłączam, bo stoi wysoko na półce i nie chce mi się tam sięgać. Głośników też nie wyłączam, choć w sumie mógłbym, bo służy do tego wygodne pokrętło na jednym z głośników.
3. Tuner telewizji kablowej (Vectra)
To urządzenie ma zasadniczo dwa tryby pracy: włączony i standby. Często zdarza mi się go zostawić włączonego, gdy wyłączę tylko telewizor.
Standby:
Włączony:
Nieznaczna różnica, w zasadzie można go w ogóle nie wyłączać.
4. Telewizor
Telewizor jest dość wiekowy jak na dzisiejsze standardy. Jest to mały kineskopowy telewizor Philips. Zazwyczaj wyłączany z przycisku, bo po nim spodziewałem się największego zużycia prądu w trybie standby.
Czy słusznie?
Ile rocznie kosztuje mnie moje lenistwo?
Dla prostego rachunku przyjmijmy, że wszystkie urządzenia pracują cały rok w trybie standby. Czyli urządzenia o poborze mocy 45,1 W pracując przez 8 760 godzin, zużywają mi 395 kWh energii elektrycznej.
Przy dzisiejszych cenach za ten prąd płacę ponad 200 PLN rocznie. I przyznam szczerze, że ten wynik był dla mnie totalnym, nieprzyjemnym zaskoczeniem…
Czy opłaca się wyłączać sprzęt elektroniczny? W moim przypadku najbardziej będzie się opłacać wyłączanie tunera telewizyjnego z gniazdka, choć jest to mocno kłopotliwe. Dlaczego? Otóż po każdym zaniku zasilania to urządzenie przez około minutę się uruchamia. Oznacza to, że przed każdym włączeniem telewizji trzeba byłoby tę minutę odczekać. Ale z drugiej strony ten luksus kosztuje mnie rocznie ok. 70 PLN.
Czasem do oszczędności wystarczy dobra reorganizacja „elektroniki” na biurku. U mnie wiele urządzeń (modem, monitor, router, drukarka, ładowarki, głośniki) są wpięte na jednej listwie. Zamiast trzymać listwę tradycyjnie pod biurkiem gdzie dostęp jest utrudniony usytuowałem ją z boku na biurku za monitorem. Specjalnie jej nie widać a jednocześnie łatwo ją wyłączyć. Zazwyczaj od poniedziałku do piątku wyłączam ją na noc i włączam jak wracam z pracy po południu. W soboty i święta wyłączana jest na noc. Nie utrudnia mi to korzystania z urządzeń a sumaryczne oszczędności są znaczne.
Szok! Zaskoczyłeś mnie totalnie. Nie zdawałem sobie sprawy, że to będzie taka kwota. Zawsze wydawało mi się, że są to groszowe sprawy – np ok 10 zł rocznie etc.
Ostatnio kupiłem listwę, która rzekomo oszczędza prąd w trybie standby ale chyba to jakaś ściema.
Osobom, które budują dom, lub robią remont generalny domu/mieszkania polecam zainstalowanie domotyki (automatyki domowej).
Domotyka obok wygody w korzystaniu z domu (światło, żaluzje, ekspres do kawy itp. na pilota, włączanie sprzętów takich jak pralka, RTF w określonych godzinach), pozwala też na oszczędzanie energii. W chwili obecnej w całym mieszkaniu tylko dwa kontakty są podpięte bezpośrednio do bezpieczników i tylko w nich stale jest prąd – lodówka i kontakt pod ładowarki. Kiedy wychodzę z domu jednym przyciśnięciem pilota uzbrajam alarm, a system opuszcza żaluzje, gasi światło, cały sprzęt AGD i RTF najpierw przechodzi w stan czuwania, a następnie odcina prąd w gniazdkach. Jak wracam – włącza prąd i światło. Problem włączonego żelazka też znika. Oczywiście system można tak zaprogramować by pewne sprzęty i światło działało też po moim wyjściu (np. mogę zostawić pranie). System też wyłącza większość sprzętu kiedy idę spać. Osoby które mają prąd w dwu taryfach mogą zaprogramować system tak, aby np. pralka i zmywarka chodziła tylko w tańszej taryfie. Domotyka pozwala też na sterowanie ogrzewaniem i hydrauliką – tu już koszta są nieco większe, ale i oszczędności dużo większe. Sterować systemem można też zdalnie.
Sam kupiłem niedawno mieszkanie w wielkiej płycie i niestety, okazało się, że stan sieci elektrycznej jest tragiczny i wymaga wymiany. Jako że instalowałem równocześnie alarm i oświetlenie ledowe na prąd stały, postanowiłem połączyć to z zainstalowaniem domotyki. Czemu to się opłaca?
1. Kable sterujące ciągnie się razem z kablami elektrycznymi oraz kablami systemu alarmowego. Kable sterujące są bardzo tanie, a brak kosztów dodatkowego remontu, lub drogiego i potencjalne niebezpiecznego systemu domotyki na wifi
2. Łatwiej podpiąc kable elektryczne do modułów sterujących – nie ma problemu zbyt krótkiego kabla.
3. Domotyka wymaga zasilacza, akumulatora oraz jednostki sterującej (komputera) oraz pilota wraz z odbiornikiem. Dokładnie tego samego zasilacza, akumulatora itp. który jest potrzebny do systemu alarmowego.
4. Zasilacz do domotyki/alarmu można spokojnie wykorzystać do zasilania oświetlenia ledowego. Akumulator, przy okazji, może zasilać oświetlenie awaryjne w razie braku prądu
6. Czujki ruchu można wykorzystać do sterowania domotyką. Np w przedpokoju czujka ruchu włącza oświetlenie. Kontaktu nawet nie zainstalowałem.
Jedyne co kosztuje dodatkowo to moduły sterujące (groszowe sprawy jeśli robi się je samemu – schematy w necie – bardzo drogie w sklepie), oraz opłacenie specjalisty który tę automatykę przygotuje i zaprogramuje. Koszt automatyka jest od groszowego (np. brat – automatyk radykalnie obniża koszty :D) do wysokiego (potrafią krzyknąć i kilka tysięcy). Trzeba poszukać… Za to nie trzeba zatrudniać elektryka – automatyk sieć elektryczną spokojnie zaprojektuje i pospina, a kable w ścianach to może przeciągnąć dowolna okoliczna „złota rączka”.
Zakup modułów sterujących oraz wynajęcie automatyka zwróci się po kilku latach tylko dzięki oszczędnościom na rachunkach za prąd. Przy sterowaniu ogrzewaniem – zwróci się jeszcze system. Komfort i bezpieczeństwo – gratis 🙂
Są urządzenia, które nawet wyłączone głównym wyłącznikiem i tak nadal pobierają energię. U mnie klasycznym przykładem jest pralka automatyczna BEKO, która nawet wtedy pobiera wciąż prawie 10W. Żeby nie wyciągać wciąż wtyczki (szkoda wyrywać gniazda), stosuję prosty mechaniczny wyłącznik zegarowy za 10 zł (kiedyś sam się odłączał na czas, teraz robię to ręcznie zaraz po zakończeniu prania). Kupiłem też na Allegro zestaw pilota z gniazdami, żeby nie musieć wyciągać wtyczek od TV-SAT (w sumie kilka urządzeń razem kilkadzisiąt wat w stand-by) i innych urządzeń, np zabudowanych w kuchni bez prostego dostępu do wtyczek (pilotem odpalam też młynek w zlewie).
Przyznam, że zaskoczyło mnie to… Uświadomiłeś mi, że tak naprawdę wyrzucam pieniądze w błoto. Nigdy nie sprawdzałem ile dokładnie, bo nie zdawałem sobie z tego sprawy. Teraz jednak zacznę zwracać na to uwagę.
Na wszystko trzeba zawracać uwagę, bo pieniądze mogą nam uciekać przez palce. Nie wystarczy tylko wyłączać urządzeń wyłącznikiem – wiem to z własnego doświadczenia. Dobre rozwiązanie podpowiedział wyżej komentujący – Gość codzienny.
Nie zgodzę się z tym artykułem. Urządzenie użyte w teście (Energy Check 3000) jest bardzo fajnym testerem, ale ma określoną w instrukcji tolerancję pomiaru: maks. -/+ 2 % i +/- 2 W dla pomiarów do 2500 W. Oznacza to, że błąd w tym zakresie pomiarowym (0-2500W) może wynosić +/- 52W!!! Taki pomiar dla tak małych wartości jest po prostu bezsensowny. Prawidłowo trzeba mieć miliamperomierz i woltomierz (lub dokładny watomierz, najlepiej analogowy, przystosowany do pomiaru małych wartości) oraz miernik cos fi. Wtedy można się zabierać za jakiekolwiek pomiary…
@Munieq: dokładność pomiaru do tego celu jest w zupełności wystarczająca. Nikt na tej podstawie nie będzie nikomu wystawiać rachunków, a żeby porównać jedno urządzenie z drugim, jest jak znalazł.
Źle interpretujesz tę dokładność. Jeśli rzeczywiście jest +/- 2% i +/- 2W, to przy wskazaniu 17W mielibyśmy wynik w przedziale 14,66-19,34.
Przykro mi Panie Krzysztofie, ale wydaje mi się, że to się Pan myli 🙂 Odsyłam do def. klasy przyrządu pomiarowego: „Określana jest jako błąd procentowy w stosunku do PEŁNEGO zakresu pomiarowego”. Jeżeli ten przyrząd może mierzyć od 1,5 W, to dla tej wartości (przy błędzie +/- 2%) dokładność wyniesie 0,03 W? Zapewniam, że jest to nierealne dla tego przyrządu 🙂 Odsyłam do jakiejkolwiek publikacji traktującej o miernictwie 🙂
@Munieq: a gdzie jest napisane cokolwiek o klasie tego przyrządu? W dokumentacji, którą znalazłem, mowa jest tylko o „tolerancji” i wcale nie jestem przekonany, że producent miał na myśli właśnie klasę. Gdyby chodziło o klasę, podana byłaby jedna wartość procentowa, a nie kilka zależnie od mierzonych wielkości — czyż nie?
Niestety Panie Krzysztofie Munieq ma rację !!!!
Inna sprawą jest rodzaj urządzenia zliczającego energię , bo nowoczesne liczniki tzw, elektroniczne , są bardziej dokładne niż tradycyjne 'tarczowe ’ , ale nie będę tu roztrząsał w wadach jednych a o zaletach drugich.
Jestem posiadaczem naszego 'LUMEL’-owskiego NC-8 , mam obmierzone wszystko i pomimo ,że wyłączam i nie pozostawiam na standby urządzeń …. jest 8W w ciągłej .potrzebie instalacja elektryczna…. mieszkam w prywatnym domu i znam przyczynę tego poboru.
Niestety część instalacji jest do wymiany!
Pomiar skuteczności zerowania …. 'w normie’
Pomiar stanu izolacji…… też …. na granicy.
Częściowo problem zniknął ( bo było więcej) , po zmianie podłączenia wody użytkowej ( z rury metalowej na PCV)…. i przestał wyłączać wyłącznik różnicowo -prądowy , którego później całkiem wyrzuciłem .
Jednak nadal są 'prądy błądzące’ 🙂
Ale to inny problem …..
Właśnie klasa przyrządu to inaczej jego tolerancja. Urządzenie może mieć podanych kilka tolerancji ze względu na zmianę zakresu pomiarowego, co jest normalne. W normalnym mierniku oczywiście 🙂 Podejrzewam jednak, że podanie drugiej tolerancji (bodajże +/-4% dla 3kW) w tymże „mierniku” wynika z jego prostoty (bo nie sądzę, żeby kosztował on więcej niż 100 PLN), konkretnie mam na myśli nagrzewanie się rezystora pomiarowego od płynącego prądu i jego większego dryftu rezystancji.
Ogólnie mówiąc spodziewa się Pan od tego poprawnego pomiaru małych wartości rzędu 130 uA!!!(0,00013A)(przy poborze 1,5 W wg Pana błąd wynosi 0,03W) aż do 13 A(wartość max prądu mierzone przez urządzenie)? Gwarantuje, że nie dostanie Pan takiego urządzenia w kwocie 3-cyfrowej… Jestem jeszcze ciekaw, czy to coś bierze w ogóle pod uwagę cos fi.
Jedyny sposób nisko kosztowy na sprawdzenie poboru energii bez zaopatrywania się w prawdziwe mierniki to odłączenie wszystkiego, sprawdzenie, czy tarcza licznika energii stanie (aby mieć pewność, że nie ma żadnych „upływów”) i podłączenie wszystkich sprawdzanych odbiorników st-by. Potem stoper w rękę, i sprawdzamy ile czasu potrwa obrót tarczy . Na liczniku jest napisane liczba obrotów na kWh (najczęściej 375obr/kWh), czyli przy poborze niby 45W (jak jest podane w artykule) tarcza powinna się obrócić po ok. 213 sekundach (nie dam głowy za obliczenia, późno jest :)). Proszę spróbować (tylko nie zapomnieć o lodówce :)). Oczywiście dla dokładniejszych pomiarów przydałoby się zliczyć czas co najmniej kilku obrotów.
Pozdrawiam
Maciek
Nie będę rozpisywał się 🙂
'Liczniki produkowane obecnie mają podstawę i osłonę z trwałych, mocnych i niepalnych tworzyw sztucznych, są lekkie i przystosowane do dużych przeciążeń, a prąd rozruchu wynosi 0,5 % prądu bazowego, co oznacza, że liczniki te rejestrują nawet minimalne zużycie energii.’
i…
'Nowością w dziedzinie pomiarów są produkowane od kilkunastu lat liczniki elektroniczne oraz liczniki przedpłatowe. Dzięki tym licznikom możliwe jest uzyskanie wysokiej klasy dokładności pomiaru z dopuszczalnym błędem 0,2 %, 0,5 %, 1 %. Liczniki tej klasy są lekkie, małe oraz spełniają wiele funkcji. Mogą służyć do dwukierunkowego pomiaru energii elektrycznej czynnej i biernej, a także innych wielkości elektrycznych wraz z przesyłem tych danych.’
http://www.cechtar.tarnow.pl/historia.html
Jeżeli ktoś mieszka w pobliżu Elektrowni w Łaziskach , to polecam odwiedzić muzeum elektrotechniczne w tejże elektrowni , można sporo zobaczyć z ciekawostek historii miernictwa elektrycznego …. liczników energii także!!!
Maćku!:)
Ogólnie i powszechnie zainstalowane liczniki energii elektrycznej, są licznikami energii czynnej i biernej indukcyjnej… zresztą same są 'indykcyjne’ ,bo w większości taki jest charakter urządzeń zainstalowanych u ogólnego odbiorcy 🙂
Problemem są tzw. składowe harmomiczne ( nie będę się rozpisywał ) oraz zakłócenia wnoszone do sieci przez wszelkiego regulatory ’ elektroniczne’ a tych 'śmieci’ w sieci energetycznej jest sporo.
Pomimo obligatoryjnego wymogu instalowania filtrów przeciwzakłóceniowych w urządzeniach i tak sporo ’ dostaje’ się do sieci energetycznej.
Należący do SEP -Katowice
'Emerytowany elektryk’ 🙂
Pozdrawiam serdecznie 🙂
Nie róbmy igły z widły. Domowy „watomierz” taki za 50 zł, wsadzany do gniazda, uwzględnia cos fi, ma błąd pomiaru w podanym zakresie (od progu czułości do max) powiedzmy i 2%, zatem gdy pokazuje pobór 10W to taki mniej więcej jest faktyczny, a nie jak uważa munieq sam błąd za każdym razem to 2% z maxa. Bzdura.
Metodę „stoper na rękę” stosuję dla urządzeń gazowych, bo tam nie ma innego sposobu (więc znam np przełyk pieca gazowego i jego zużycie na cykl nagrzewanie-cyrkulacja).
Pozdrawiam kolegę powyżej
Energetyk z 22 letnim stażem
@gość codzienny drogi Panie Energetyku, jeżeli pomiar wielkości ~10W z MOŻLIWYM błędem +/- 52W jest wg. Pana „spoko” to nie było tematu. Metodę jak to Pan nazwał „stoper na rękę” polecam dla ludzi nie mających sprzętu do pomiaru tak małych wartości. I nie powiem, że nie podoba mi się to szerzenie „paniki” i liczyłem na jakieś poprawki w artykule…
@Munieq: jeśli przyjedziesz do mnie z lepszym sprzętem pomiarowym i zmierzymy te wielkości od nowa, z przyjemnością dokonam poprawek w artykule.
Sens artykułu jest taki — niektóre urządzenia warto wyłączać, a które — to już każdy powinien zmierzyć we własnym zakresie.
Próbował ktoś sprawdzać na ile dokładne są dane podawane w specyfikacji sprzętu, jeśli chodzi o pobór na standby? Może jest jakieś zestawienie najmniej „kolorujących rzeczywistość” w internecie?
cos strasznego mój tv pobiera pol wata w stanie oczekiwania tuner sat tez tak zasilacz od lapka 3 watt ale lapek idzie 24 godziny na dobe ufff nie lapek bo lapek doil 40 watow netbook:) ten doi 15, uwaga na ładowarki do telefonow one pobierają 4 waty pod ladopwania i niewiele mniej 3,5 wtykniete tylko w gniazdko staram się wszystko wylaczac z gniazdka jak wychodzę z domu i na noc
jedynie netbook i lodowka reszta wypieta nie jestem tez perfekcyjny i czasmi się zapomnni ze stracimy dziennie naprzyklad 50 watow to daje niewiele, lecz te niewiele pozwoli oswietlic pokuj 10 metrowy zarowka led lub swietlowka w stopni wystarczającym przez 10 godzin itp. itp. tak ze wrto pamietac o wylaceniu niuzywanego sprzetu
Dzisiejsze sprzęty lepiej niż te sprzed kilku lat radzą sobie z tym problemem, bo konsumenci i producenci go dostrzegli i zaczęli się z nim mierzyć.
Ale nawet takie drobiazgi, posumowane po całym domu, dają spore kwoty rocznie, niestety…
pewnie to stan-by pobiera dużo więcej niż piszą, i będzie przekręt jak z żarówkami led. czy volsvagenem