Jutro będę uczestnikiem internetowej konferencji (webinaru) organizowanej przez Cohabitat „Samowystarczalność ZRÓB-TO-SAM (Cohabitat TV – Odc.2)”, której głównym tematem będzie samowystarczalność pod różnymi względami.
Na Facebookowej stronie tego wydarzenia ktoś zapytał wczoraj:
Po co nam samowystarczalność? Dlaczego lepiej robić rzeczy samemu? Nie lepiej robić to co się umie najlepiej i wymieniać to na to co inni umieją zrobić najlepiej?
Pytanie nie jest głupie, już spieszę z odpowiedzią.
Samowystarczalność z całą pewnością nie jest dla każdego. Nie każdy ma ochotę babrać się w ziemi i nawozie, by hodować smaczne pomidory, rąbać na mrozie drewno by tanio zapewnić sobie ciepło z pomocą kominka, ani spłukiwać w toalecie szarą wodą i pozyskiwać deszczówkę. Na to potrzeba czasu, energii i przede wszystkim chęci. Są przecież ludzie, którzy doskonale sprawdzają się jako nauczyciele, policjanci, sprzedawcy w sklepie. Dla nich ta wymiana pracy na pieniądz, a później używanie pieniądza do zaspokajania życiowych potrzeb, jest w zupełności wystarczająca. I co więcej — naturalna.
Dla mnie — nie do końca.
Mnie się bardzo podobają wszelkie rozsądne koncepcje zakładające daleko idącą samowystarczalność. W naszych warunkach nie ma możliwości osiągnięcia całkowitej samowystarczalności, bo zawsze jakieś pieniądze trzeba mieć na zakup nowych ubrań, szczepienie psa, czy opłacenie rachunku za internet. Ale nie zmienia to faktu, że staram się i będę się starać osiągnąć w jak najszerszym zakresie samowystarczalność.
Dlaczego?
Bo dla mnie samowystarczalność i niezależność to wolność i bezpieczeństwo.
Wolność od zobowiązań. Mogę sobie dość tanim kosztem zapewnić zapas energii na ogrzewanie mojego domu i gotowanie posiłków nawet na kilka lat. Mogę wytwarzać własny prąd. Mogę pozyskiwać wodę za darmo. Mogę więc nie przejmować się rachunkami, ani koniecznością zarobienia na to, by je opłacić.
Bezpieczeństwo od ewentualnych braków dostaw energii czy wody. Mogę nie martwić się o dostawy prądu czy gazu w zimie i nie bać się tego, że moja rodzina zamarznie a dom pokryje się pleśnią od wilgoci. Mam pewność, że jeśli coś się zepsuje i nagle przestanę mieć prąd, to będę mógł to sam szybko naprawić, a nie czekać na przyjazd najbliższej wolnej ekipy. Co może trwać tygodniami, jeśli się jest na samym końcu kabelka czy rurki. Mogę zapewnić sobie więcej niż jedno źródło prądu, ciepła i wody, żeby w razie awarii nie stracić ich całkiem.
Czy warto?
Dla mnie dążenie do samowystarczalności jest też dążeniem do zmniejszenia obciążeń, kosztów życia, wreszcie do zwolnienia tempa i nacieszenia się życiem. Na tym mi najbardziej zależy.