Gdy w sylwestra 2000/2001 mokry śnieg powalił w okolicy słupy WN, to
zasilanie miasta przywrócono w parę godzin. Ale część wiosek nie miała go
chyba ze dwa tygodnie. Zanim energetycy zdążyliby połatać wszystko niektóre
wsie mogły cofnąć się do XIXw. Jednak stało się coś niesamowitego. W
najdłużej odciętych wioskach uruchomili oni agregaty i trzymali je na
chodzie do czasu postawienia sieci.
Jeżeli chodzi o uzależnienie od prądu, to u mnie jest ono bardzo wysokie.
Robię na nim prawie wszystko, z ogrzewaniem części pomieszczeń włącznie.
Jednak mam "awaryjne" systemy jak kominek czy kuchenka na butle gazowe. Co
prawda mieszkam na peryferiach cywilizacji, ale co mnie niezwykle cieszy
jeszcze nie miałem znaczących (>1h) przerw w dostawach prądu (puk puk w
niemalowane). Nawet jak latem 2006r cała północna Polska padła, u mnie
nawet nie mrógnęła żarówka. Być może leżę gdzieś na "skrzyżowaniu" kilku
dróg dostaw energii
Jednak gdy przed kilku laty padł Szczecin
zastanowiłem się, co mógłby zrobić mieszkaniec bloku, gdzie nie ma
instalacji gazowej. W takim wypadku nie da się nawet ugotować wody na
herbatę. IMHO najrozsądnieszym "niezbędnikiem" na taką okoliczność byłaby
kuchenka spirytusowa lub naftowa i butelka paliwa do niej trzymana gdzieś
pod zlewem. Zajmują mało miejsca, "jeść nie proszą", są tanie a jakby co
zawsze dają jakąś możliwość przeżycia
W przypadku "globalnej" katastrofy też można sobie poradzić. IMHO podstawą
powinno być zapewnienie łączności, dystrybucji paliw i żywności. Gdy to
zapewnimy możemy mieć max. tydzień wybitnie trudnej sytuacji. A dalej jakoś
będzie. Weźmy historię - Niemcy opanowali prawie całą zachodnią część
Stalingradu. Drak wszystkiego z żywnością włącznie. Ale jeden z niewielu
budynków utrzymywanych przez Rosjan, fabryka broni ciągle pracował. Nawet
jeśli z jakiegoś powodu stanie się naprawdę bardzo źle, to dojście do
sytuacji a'la Stalingrad jest praktycznie niemożliwe.