Zeby nie było nieporozumień, holcgaziarz ładnie wpada w ucho a z polską
wersją obcego słowa jest taki sam problem jak swego czasu ze "zwisem
męskim". Holcgaz jest dobrym kandydatem do zagoszczenia na stałe w naszym
słowniku. Jednak w ramach szukania dziury w całym trochę pomarudzę
Słowa takie jak kartofel, hebel czy winkiel to niestety pozostałość po
germanizacji. Może z tego powodu w mojej okolicy uzywa się ich polskich
odpowiedników. Po prostu wszyscy pochodzimy z rusyfikowanych terenów
Chociaż trafiałem na stolarzy uzywających tego nazewnictwa i za nic nie
mogłem zrozumieć polecenia "przynieś waserwagę", to jednak w stolarni
mówiliśmy strug. Strugarek nie było, bo maszyny miały specjalizację -
grubościówka i równiarka. Osobiście wolałbym aby tak zostało i każdy mógł
łatwo się domyśleć do czego służy maszyna po usłyszeniu nazwy. Nie wiem
jak w zgermanizowanym slangu nazywałaby się grubościówka - cwajhebel
Ale tym, co mnie najbardziej drażni to współczesna forma makaronizmów,
czyli angielski gdzie tylko się da. Gdy słyszę o jakich "kouczerach" i
innych "prajm manadżment direktorach" więdną mi uszy