Wydawałoby się, że dom autonomiczny musi być odłączony do sieci elektroenergetycznej. Że powinien pozyskiwać energię elektryczną tylko z własnych, odnawialnych źródeł (fotowoltaika, turbiny wiatrowe), wspartych co najwyżej awaryjnym generatorem spalinowym.
Tymczasem ja budując mój dom autonomiczny wcale nie zamierzam rezygnować z przyłącza elektrycznego, a co więcej będzie to jedna z pierwszych rzeczy, które pojawią się na mojej działce.
Dlaczego uważam, że warto dom autonomiczny podłączyć do sieci elektroenergetycznej? Co najmniej z trzech powodów.
1. Sieć elektroenergetyczna jako źródło awaryjne i szczytowe
Zbudowanie domu w pełni niezależnego energetycznie jest oczywiście możliwe, nawet w naszym klimacie. Jest to jednak koszt niemal astronomiczny, ze względu na nierównomierną podaż energii słonecznej i wiatrowej w czasie roku i doby. O ile układ z ogniwami fotowoltaicznymi i wiatrakiem działa w miarę nieźle (energii słonecznej jest więcej latem, a wiatrowej zimą) w bilansowaniu zapotrzebowania w czasie roku, o tyle bilansowanie w czasie jednej czy kilku dób jest znacznie trudniejsze.

Mała turbina wiatrowa o mocy ok. 500 W, zamontowana na dachu budynku. W polskich warunkach tak postawiona turbinka nie sprawdzi się i prawie nigdy się nie zwróci. Foto: Mike Gifford.
Zbyt duży jest wpływ pogody na ilość produkowanej energii elektrycznej, by bez dużej baterii akumulatorów można sobie było poradzić. I to one podnoszą najbardziej koszt autonomicznego źródła energii elektrycznej.
Zamiast więc rozbudowywać w nieskończoność baterię akumulatorów, można w razie potrzeby skorzystać z sieci elektroenergetycznej. W razie potrzeby, to znaczy wtedy, gdy ilość energii produkowana w domu jest zbyt mała w stosunku do zapotrzebowania na prąd włączonych urządzeń.
2. Sieć jako miejsce do magazynowania nadwyżek energii
Jako że podaż energii wiatrowej i słonecznej nie jest regularna, zdarzają się nie tylko chwile, gdy jest jej zbyt mało, ale i takie, gdy jest jej zbyt dużo. Co wtedy zrobić z produkowaną energią?
Z punktu widzenia żywotności akumulatorów, dobrze jest je utrzymywać w stanie możliwie bliskim naładowania. To z kolei oznacza, że jeśli nagle będziemy mieć do dyspozycji dodatkową porcję energii elektrycznej, nie mamy za bardzo co z nią zrobić. Jedyne, co wtedy ma sens, to puszczenie tego prądu przez jakieś obciążenie, na przykład elektryczną grzałkę w dużym buforze ciepła. Prąd zostanie zamieniony na ciepło i wykorzystany przy najbliższej okazji.
Mimo to i pojemność takiego bufora jest ograniczona. Olbrzymi bufor o pojemności 3 000 litrów może zmagazynować tylko ok. 190 kWh ciepła, a przecież rzadko kiedy jest całkowicie rozładowany…
Jeśli więc nasza domowa elektrownia wiatrowa zaczyna produkować nadwyżki prądu, zamiast je marnować, lepiej jest je sprzedać do sieci elektroenergetycznej i obserwować, jak licznik kręci się w tył. 🙂
3. Sieć w czasie budowy domu
To w sumie ma najmniejsze znaczenie, ale jednak nie sposób o tym zapominać.
Łatwiej jest zbudować dom czy wykonać w nim wszelkie prace modernizacyjne, gdy mamy dostęp do pewnego źródła energii elektrycznej. Wprawdzie wiele budów prowadzi się zasilając betoniarkę i elektronarzędzia z agregatu prądotwórczego, jednak prąd z sieci na działce jest znacznie wygodniejszy w obsłudze. Wcale niekoniecznie tańszy, ale z całą pewnością wygodniejszy.
Jak wygląda kwestia sprzedaży energii do sieci?
Kiedyś w naszym kraju był boom na elektrownie wiatrowe…ludzie je stawiali na potęgę, jednak potem mieli problem ze sprzedażą tej wyprodukowanej energii.
@Piotr: nie ma z tym specjalnego problemu. Problemy są z przyłączeniem elektrowni wiatrowych do sieci, ale jeśli masz już przyłącze do domu, to i wiatrak czy fotowoltaikę możesz tym samym przyłączem puścić, tylko w drugą stronę.
Tyle że najpierw trzeba stać się przedsiębiorstwem energetycznym i uzyskać koncesję na produkcję energii elektrycznej.
Pomysł żeby na siłę wpychać energię z wiatru (która raz jest a raz jej nie ma) do sieci mija się z celem i druga strona też tego nie chce, bo masa takich małych g… zakłócałaby profil sieci. Masz wiatrak, ładuj swoje akumulatory (UPS, samochód) a ostatecznie grzałkę w bojlerze, bankowo nadmiar mocy ci nie grozi. Nie ma co szukać problemów tam gdzie ich naprawdę nie ma.
Złe wieści!
Z godnie z prawem i aktualną interpretacją skarbówki produkcja prądu na własne potrzeby jest obciążona akcyzą, należy to zgłosić i uiścić nalezne panstwu podatki.
Lepiej nikomu NIE ZGŁASZAĆ faktu posiadania własnej turbiny czy PV, a urządzenia kupić na paragon, bo może się nam to nie oplacić.
Wyprodukowaną energię zużyć samemu na miejscu – o umowie z zakładem en. nie ma mowy. Skarbówka może zarządać opłat za wiele lat wstecz!
@ gościu z bloga…, a możesz podać podstawę prawną do takiej interpretacji ? Za prąd z dynama w rowerze też mam zapłacić akcyzę ?
a chociażby tutaj:
http://www.podatki.biz/artykuly/14_12262.htm
to już żadna nowość, od dłuższego czasu głośno o tym w necie
@gosciu…: rzeczywiście zablokował Cię automat. Jakby to się powtarzało, daj znać.
witam, niestety podany link przeszedł do działu płatne – napisałem na ten temat (i dałem aktualny pełny link) na moim blogu
by znów nie ryzykować banana na łordpresach
Ustawa z dnia 6 grudnia 2008 r. o podatku akcyzowym:
Art. 30., ust. 1. „Zwalnia się od akcyzy energię elektryczną wytwarzaną z odnawialnych źródeł energii, na podstawie dokumentu potwierdzającego umorzenie świadectwa pochodzenia energii, w rozumieniu przepisów prawa energetycznego.”
Art. 89., ust 3. „Stawka akcyzy na energię elektryczną wynosi 20,00 zł za megawatogodzinę (MWh).” – nawet jeśli postawisz sobie 20 kW wiatrak za ca. 160 tys. zł, to o ile nie będzie Ci się chciało skorzystać ze zwolnienia, zapłacisz rocznie jakieś 140 zł akcyzy.
A tu w sprawie mojego rowerowego dynama i Waszych przydomowych elektrowni (o ile nie wepniecie ich do sieci) – rozporządzenie Ministra Finansów z dnia 23 sierpnia 2010 r. „w sprawie zwolnień od podatku akcyzowego”: § 9. „Zwalnia się od akcyzy zużycie energii elektrycznej wyprodukowanej z generatorów o łącznej mocy nieprzekraczającej 1 MW, niedostarczanej do instalacji połączonych i współpracujących ze sobą, służących do przesyłania energii elektrycznej, pod warunkiem że od wyrobów energetycznych wykorzystywanych do produkcji tej energii elektrycznej została zapłacona akcyza w należnej wysokości.” – Jeśli więc nie będziecie sprzedawać energii do sieci, to do 1MW możecie spać spokojnie.
@aaa222
Czytaj uważnie co wklejasz. „pod warunkiem że od wyrobów energetycznych wykorzystywanych do produkcji tej energii elektrycznej została zapłacona akcyza w należnej wysokości” czyli jeśli te generatory do 1MW napędzasz gazem lub innym paliwem płynnym, od którego na bank płacisz akcyzę (wiatru ani słońca jeszcze nie oakcyzowali, ale taki węgiel mają właśnie zamiar). Zatem z tego zapisu jako tako nie skorzystasz mając wiatrówkę. Posiadanie takiej zabawki nie oznacza, że stajesz się przedsiębiorstwem energetycznym w myśl ustawy PE. Nie prowadzisz działalności, a kręcący się wiatrak po prostu raduje twoje oczy. I mogą ci naskoczyć, dopóki jesteś offgrid. Gorzej, jeśli do traktora nalejesz oleju jadalnego, bo wtedy mogą cię ścigać, bo olej rzepakowy też nieokcyzowany. Polska to dziki kraj
@ gość codzienny
Czytam uważnie i ze zrozumieniem. Jakie „akcyzowe” wyroby energetyczne stosujesz w swoim wiatraku ?
„…pod warunkiem że od wyrobów energetycznych wykorzystywanych do produkcji tej energii elektrycznej została zapłacona akcyza w należnej wysokości” nie oznacza, że do produkcji musisz używać wyrobów energetycznych podlegających opodatkowaniu akcyzą, albo jakichkolwiek wyrobów energetycznych. Przepis ten jest implementacją art. 21. dyrektywy 2003/96/WE, w którym stwierdza się, że pod określonymi warunkami, Państwa Członkowskie mogą zwalniać z podatku drobnych producentów energii elektrycznej. Mając wiatrak <1MW z powyższego zapisu korzystasz więc wprost, bo nie zużywasz wyrobów energetycznych, od których nie została zapłacona akcyza w należnej wysokości. Znasz może właściciela przydomowego wiatraka <1MW off-grid, któremu Izba Skarbowa kazała zapłacić akcyzę?
Posiadacz wiatraka nie staje się przedsiębiorstwem energetycznym przez samo jego posiadanie, ale żeby sprzedawać prąd do sieci, o czym było w pytaniu Piotra, i uzyskać świadectwa pochodzenia energii (dodatkowa kasa + zwolnienie z akcyzy) trzeba takim przedsiębiorstwem być.
Płatnikiem podatku akcyzowego stajesz się przez samo posiadanie przedmiotu podlegającego opodatkowaniu akcyzą, jeśli należna akcyza nie została od niego wcześniej zapłacona i nie można ustalić jego sprzedawcy (który miał obowiązek akcyzę zapłacić). Prowadzenie, lub nie, działalności gospodarczej, nie ma tu nic do rzeczy – patrz „bezakcyzowy” alkohol lub papierosy przemycane przez granicę. Jeśli postawisz sobie wiatrak o mocy >1MW, to żeby być zwolnionym z akcyzy będziesz musiał potwierdzić pochodzenie energii świadectwem z URE. Jeśli nie, akcyzę będziesz musiał zapłacić.
ps. Oczywiście, potencjalnemu opodatkowaniu akcyzą (o ile w danym przypadku nie ma zwolnienia) podlega energia elektryczna sprzedana przez posiadacza wiatraka nabywcy końcowemu (np. sąsiadowi) oraz wyprodukowana i zużyta na własne potrzeby. Od energii sprzedanej do sieci (czyli podmiotowi posiadającemu koncesję na obrót energią) akcyzy nie płaci się – odprowadza ją pośrednik sprzedając energię odbiorcy końcowemu.
AAA222 twój post u mnie został odzyskany
natomiast co co całokształtu – zapowiadają się biurokratyczne przepychanki, a jak rządowi zabraknie pieniędzy to i tak opodatkuje alternatywne źródła energii
@ Racjonalne-Oszczedzanie
To miło 😉
Co do „całokształtu”, to oczywiście masz generalnie rację, choć rząd musi brać też pod uwagę pewne „sugestie” ze strony Unii. Bardzo małych źródeł opodatkowywać akcyzą po prostu się nie opłaci, ze względów… ekonomicznych. Z wiatraka o mocy 20kW (to już poważna instalacja) uzyskać można średnio około 700-800 kWh/m-c, akcyza wyniosłaby więc w średnio miesiącu 14-16 zł. Ilość papierów, które właściciel elektrowni musiałaby z tego tytułu wytworzyć, dostarczyć do urzędu celnego, i które urząd musiałby w związku z tym przetworzyć i przechowywać, jest taka sama jak w przypadku Bełchatowa. To się po prostu nie opłaca.
Mam do Pana Krzysztofa pytanie, mianowicie zastanawiam się od długiego czasu na budowę własnego domu i nurtuje mnie pytanie czy dom autonomiczny się opłaci? i po jakim czasie można liczyć na zwrot inwestycji w przypadku domu o powierzchni 150m2 i 2 piętrach?
Dom autonomiczny z ciepłem i prądem z solarów zwróci się szybko w krajach śródziemnomorskich. Warunki klimatyczne dla Polski są zbliżone do tych dla Niemiec i niestety znacznie gorsze, pomijac znacznie mniejszą ilość dni słonecznych, sezonowe zapotrzebowanie ciepła u nas jest wielokrotnie większe niż w Italii czy Hiszpanii. Samymi solarami nie ogrzeje się domu zimą przy -20st. To tak jakby Eskimosowi wciskać energooszczędną lodówkę klasy A+. Owszem super sprzęt ale jemu na grzyba potrzebny. Autonomiczność tak gdy dom jest na prerii i nie ma szans na gaz, prąd, bieżącą wodę czy kanalizację. Wtedy główny pożeracz energii (c.o.) jest na drzewo. Taki dom w ciasnej zabudowie miejskiej to absurd i modna zachcianka ale bez ekonomicznego sensu. Co do mitu „padania systemów elektroenergetycznych” latem przez klimatyzatory, to moja klima podsufitowa Carrier 42PHW007 zżera na chłodzeniu 32W (największa jednostka 42PHW024 „aż” 53W). Większe moce mają zimą pompy c.o. (mój Junkers 104W) w każdym domu (w blokowiskach są zbiorowe kobyły osiedlowe w wymiennikowniach znacznie większe). 32W pobierają dwie „potężne” żarówki kompaktowe po 16W każda. Od tego systemu wywrócić się nie da. To kolejna „urban legend”.
@gość codzienny: nie wiem skąd wziąłeś taką wielkość (to znaczy domyślam się, że z dokumentacji, bo sam taką znalazłem), ale to nie może być prawda. 32 W to ilość energii zużywana przez biurkowy wiatrak, a moc elektryczna klimatyzatora jest rzędu setek watów albo kilowatów.
Zajrzałem do niezależnego źródła, tam jest mowa o 0,76 kW, co już jest dla mnie bardziej wiarygodne. A to jest dla mocy chłodniczej wystarczającej dla jednego pomieszczenia.
Zresztą system siada nie od mocy czynnej, tylko od mocy biernej tychże klimatyzatorów, której nikt nie kompensuje u siebie w domu bo nie widzi potrzeby. 😉
Widzę, że martwy policjant znów „ciachnął” mój komentarz, więc powtórzę – te 32 W, to tylko moc jednostki wewnętrznej, czyli wentylatorka dmuchającego powietrzem przez wymiennik. Do kompletu trzeba uwzględnić jeszcze zużycie w jednostce zewnętrznej, która produkuje chłód.
Moim zdaniem podlaczenie do sieci tam gdzie jest mozliwe to
najrozsadniejsze wyjscie. Silenie sie na pelna autonomie nie jest niczym
innym niz sztuka dla sztuki. Autonomia to niezaleznosc, a przeciez nikt nie
powiedzial, ze mozliwosc kupienia pradu, benzyny czy czegokolwiek innego
narusza te niezaleznosc 😉
Jezeli chodzi o sprzedaz pradu do sieci, to w/g tego co ostatnio (kilka lat
temu) czytalem bez zalozenia firmy i wykupu koncesji sie nie da. Przyczyn
jest wiele, przede wszystkim sprawy podatkowe. Nawet jezeli prawo zostanie
max zliberalizowane i zlikwiduje sie koncesje, to siec nie kupi pradu od
osoby prywatnej. Taka osoba nie wystawi faktury VAT, a wiec caly ten
podatek bedzie musial pokryc dystrybutor pradu. Jeszcze gorzej wyglada
sytuacja z cofajacymi sie licznikami – to czysta strata dla dystrybutorow.
Z gory mozna zalozyc, ze liczniki beda cofaly sie poza szczytem, glownie w
nocy, ew. okolo poludnia, czyli w czasie obowiazywania II-giej taryfy.
Natomiast zakup bedzie w szczycie, rano i wieczorem. A wiec dostawca pradu
bedzie „kupowal” prad po 50 gr, aby sprzedawac go po 30 gr, marny biznes.
Gdybym byl wlascicielem sieci i prawo zmusiloby mnie do uznania cofajacych
licznikow wykorzystalbym kazdy kruczek prawny. A jeden z nich jest
oczywisty – prad sprzedawany do sieci musi miec okreslone parametry. Na 99%
produkowany w domu ich nie spelni, wiec wystarczy zmusic sprzedawce do ich
spelnienia. A automatyka do tego celu jest na tyle droga, ze chyba kazdy
bedzie wolal zrezygnowac z cofania licznika.
Jezeli siec mialaby byc buforem dla indywidualnych wytworcow pradu to
bezwzglednie musi uwzgledniac rachunek ekonomiczny. Cofajacy licznik moze
miec sens gdy bedzie wielotaryfowy. Czyli za prad sprzedawany poza
szczytem dostajemy 30 gr, a za kupowany w szczycie placimy 55 gr. Tylko
wtedy dostawca pradu przynajmniej nie bedzie doplacal do interesu.
Oczywiscie prad musi spelniac okreslone parametry jakosciowe, wiec bez
masowej produkcji odpowiednich urzadzen nie ma o czym marzyc. Firmy, nawet
male produkujace prad z OZE sa w uprzywilejowanej pozycji, bo siec musi
wszystko kupic. Tak samo jest z elektrocieplowniami, czyli kogeneracja.
Jezeli sie nie myle maja oni zagwarantowany zakup po sredniej cenie.
@Darek
Dystrybutor z pewnością nie odkupi prądu po 30-50 gr/kWh, bo jest to cena końcowa, z kosztami dystrybucji. Dystrybutor zapłaci za prąd z „cofniętego licznika” co najwyżej cenę rynkową, czyli tyle, za ile kupuje energię na rynku.
Wlasnie problem w tym, jak okreslic ile energii „sprzedalismy” skoro licznik
zwyczajnie sie cofa? W takich wypadkach cena po jakiej klient odsprzedaje
energie sila rzeczy musi byc rowna tej, po jakiej kupuje. Dla kazdego bylby
to fatalny biznes; narobic sie i nic nie zarobic 😉 Tylko liczniki z
mozliwoscia rejestracji ilosci odsprzedawanego pradu moglyby rozwiazac ten
problem.
Niestety liczniki mają blokadę i nie cofają się 😉
@godlark: ale nic nie stoi na przeszkodzie, żeby montować liczniki, które mogą się cofać. Albo takie, które mierzą przepływ prądu osobno w dwóch kierunkach. 🙂