Dwoje czytelników pod wpisem o domu autonomicznym pytało o to, czy w dzisiejszych czasach inwestycja w taki budynek ma w ogóle jakikolwiek sens.
Odpowiem krótko — nie, nie ma sensu.
Zbudowanie systemu, który będzie w stanie wytworzyć ilość energii niezbędną dla zasilenia typowego budynku, będzie bardzo drogie. Dość powiedzieć, że aby baterie słoneczne (panele fotowoltaiczne) zimą wytworzyły 1 kWh energii, muszą mieć moc ok. 2 kWp, czyli wydalibyśmy na nie (przy dzisiejszych cenach) ok. 16 000 PLN. Nie licząc w ogóle kosztu pozostałych urządzeń — baterii akumulatorów, przetwornicy (inwertera), sterownika, okablowania, itd.
Podobnie wygląda sytuacja z wiatrakami (turbinami wiatrowymi), choć tu te szacunki są znacznie trudniejsze, bo mocniej zależą od lokalnych warunków. O ile warunki słoneczne (nasłonecznienie, usłonecznienie) mamy w całej Polsce podobne, o tyle wiatrowe różnią się znacznie.
Turbina wiatrowa to zaś konieczność montażu sporego masztu, oddalonego trochę od budynku, również baterii, sterownika, dodatkowego obciążenia, itd.
Jeśli chodzi o ciepło do ogrzewania i przygotowania ciepłej wody użytkowej, sprawa jest pomijalna, bo bardzo łatwo można sobie zapewnić własne źródło energii (kocioł na drewno + własna plantacja). Poza tym tu świetnie spisuje się energia słoneczna (kolektory słoneczne, ogrzewanie słoneczne).
Z całą pewnością zbudowanie domu autonomicznego na podstawie normalnego domu jest nieopłacalne. Bo kierunek powinien być inny — nie wytwarzanie energii z własnego źródła, tylko w pierwszej kolejności jej oszczędzanie. Czyli wymiana sprzętu na energooszczędny, rezygnacja z prądożernych urządzeń (czajnik elektryczny, kuchenka) i zastąpienie ich innymi (kuchnia na drewno lub biogaz), zasilanie pralki i zmywarki ciepłą wodą (ogrzewaną inaczej, niż elektrycznie).
Takie rozwiązanie zaczyna mieć sens, gdy się je porówna do tradycyjnego budynku, bo koszty inwestycji w źródło energii są znacznie mniejsze. Ale często to oszczędzanie energii wiąże się z jakimś tam zmniejszeniem jakości życia. Ja na przykład wolę gotować wodę na herbatę w elektrycznym czajniku, niż jeśli miałbym to robić na kuchence na drewno.
Mimo wszystko, sądzę, że warto. Nie przewiduję, że ceny energii będą spadać…
Ja tam się zgadzam z autorem. Taki w pełni pasywny dom zbyt wolno na siebie zarabia niższymi rachunkami, a koszty początkowe są zbyt duże. Niestety w ciągu najbliższych 5010 lat to się nie zmieni.
Moim zdaniem 1 kWh z 2 kW PV w srodku zimy to zbyt optymistyczne zalozenie. Czesto jest tak, ze chmury sa tak geste, iz w srodku dnia jest ciemno jak w nocy. Kilka takich dni i aku sa calkiem wyczerpane. Na szczescie przy takiej pogodzie czesto wieje, wiec PV + wiatrak moga dac rade, ale i tak raz na kilka lat moze wystapic brak pradu, bo ani slonca, ani wiatru.
Aby temu zaradzic dobrze miec wlasna elektrocieplownie, jednak to generuje najwieksze koszty. Pytanie tez na co bedzie ona dzialala, biogaz zima bedzie slabo wytwarzany, na holzgaz jest niezwykle skomplikowana w obsludze. Pozostaje olej i bioetanol, ale produkcja drugiego jest nielegalna a EROEI obu bardzo niskie…
@Darek: to jest wartość średnia, otrzymana z modelu PVIGS. Zobacz sam, tyle wychodzi przy odpowiednim ustawieniu paneli.
Pewnie takie rozwiązanie dla domu sprawdza się, ale w innych regionach na ziemi gdzie faktycznie słońce mocno grzeje przez większość czasu w roku. Istotny jest według mnie też czynnik utraty energii z wnętrza.
Wartosc obliczona tym kalkulatorem jest typowa wartoscia teoretyczna. Od listopada do polowy stycznia na palcach mozna policzyc bezchmurne dni. Norma jest zachmurzenie tak duze, ze nawet w poludnie nie da sie przeczytac gazety bez zapalenia swiatla. PV da w tym okresie minimalna energie, w zasadzie lepiej byloby napisac pomijalna. PV zacznie pracowac po rozbudowaniu sie wyzu, co w naszym klimacie oznacza siarczyste mrozy trwajace calymi tygodniami.
@Darek: ten model uwzględnia dane pogodowe i to, co podaje, to wartości średnie wieloletnie. Oczywiście nie oznacza to, że z pewnością tyle prądu uda się wyprodukować choćby jednego dnia w grudniu. No ale takie są prawa statystyki…
Wlasnie o ta statystyke chodzi. Moze sie zdazyc, ze przez caly grudzien bedzie pogodnie, wiec pradu bedzie sporo. Ale bardziej prawdopodobne jest to, ze przez kilka a czasami kilkanascie dni pod rzad nawet w poludnie bedzie ciemno jak w grobie. PV przez kilka miesiecy jest zupelnie bezuzyteczna, to zalozenie najlepiej sprawdzi sie w zyciu. W koncu dobre systemy projektuje sie przy zalozeniu najgorszych mozliwych zdazen 😉
Niestety moim zdaniem inwestycja w dom autonomiczny w Polsce nie ma racji bytu. Jest to nie tylko trudne do wykonania, ale też po prostu nieopłacalne. Warunki finansowe, ale także naturalne skutecznie nam to utrudniają.
Ilość gotówki potrzebna na start jest zbyt duża żeby inwestycja mogła się zwrócić. Do tego trzeba doliczyć naprawę usterek, wymianę co jakiś czas akumulatorów itp. itd.
Właśnie – na koniec artykułu znajduje się świetny komentarz 🙂 „oszczędzanie energii wiąże się z jakimś tam zmniejszeniem jakości życia” Na samym początku jak przeprowadziłem się z miasta do domu szukałem oszczędności i metod które w jakiś sposób zapewniły by oszczędności. Panele słoneczne, turbiny wiatrowe lub pompy ciepła. Wszystko to jest dobre ale czy rzeczywiście tak jest? Choćby wspomniane przegotowanie wody w czajniku jest droższe od przegotowanie jej za pomocą drewna ale…..właśnie tutaj jest ale. Z samym oszczędzaniem dochodzi do pewnych paranoi. Po wymianie żarówek na energooszczędne okazało się że opłaty w domu za światło są mniejsze o parę złoty! Kominek w domu daje oszczędności ale należy dorzucać do niego co 4 godziny co jest niemożliwe gdy wszyscy domownicy pracują. Pompy ciepła, panele słoneczne to pora inwestycja niemniej jednak nikt nie pisz o tym ile będzie nas kosztowała eksploatacja, wymiany zużytych części itp? Oszczędność czy jakość życia?